[RELACJA] AMG Driving Academy – test sportowych Mercedesów na torze Poznań

O samochodach ze stajni AMG słyszy się wiele. W końcu jest to najliczniejsza rodzina w dziejach motoryzacji. Do tego każdy z tych samochodów jest indywidualny i urzeka kierowcę pod innymi względami. Wśród tej zwariowanej rodziny są pojazdy, które dają się łatwo okiełznać ale są też takie, które swoją wściekłością przypominają uwiązanego na łańcuchu agresywnego psa.

Samochody z Affalterbach to naturalnie sportowe odmiany modeli Mercedesa, które przyciągają do siebie niczym magnes. W ostatnim czasie rodzina tych pojazdów znacząco się powiększyła. Do tego zacnego grona dołączyły modele o oznaczeniu 43 AMG. Choć nie brzmi to tak dumnie jak w przypadku wariantów 63 AMG i 65 AMG, to nie dajcie się zmylić, są to równie szybkie bestie.

Aby ujarzmić tą nieokiełznaną moc trzeba nie lada umiejętności. Z pomocą w tej kwestii przychodzi AMG Driving Academy. To właśnie ekipa składająca się w Polsce z pięciu najlepszych na świecie instruktorów sportowej jazdy tłumaczy, wyjaśnia i co najważniejsze pokazuje jak obchodzić się autami ze stajni w Affalterbach. Abym mógł na własnej skórze przekonać się co tak naprawdę potrafią auta z serii AMG, wybrałem się na zaproszenie Mercedes-Benz Polska, na AMG Driving Academy, które odbyło się przeddzień Poznań Motor Show, czyli największych targów motoryzacyjnych w Polsce.

Gokartowa frajda

Już sam widok takich perełek jak A45 AMG, E43 AMG, E63S AMG, GT S AMG czy GT R AMG sprawiał uśmiech na twarzy. Jednak najlepsze było dopiero przede mną. Jako że emocję trzeba dawkować to na początek wybraliśmy się na część gokartową Mercedesami A45 AMG. Mogłoby się wydawać, że ciasny i kręty tor dla tego pojazdu to zbyt duże wyzwanie. Nic bardziej mylnego. W pierwszej kolejności testowaliśmy klasyczną odmianę z napędem 4MATIC. Już pierwsze przejazdy pokazały, że potencjał tego samochodu jest w pełni osiągany właśnie na ciasnym i krętym torze.  Auto idealnie składa się w zakręty, dając kierowcy pełną kontrolę nad pojazdem. Wystarczy tylko nauczyć się pracować gazem.

Choć już podstawowe odmiany tego miejskiego modelu dawały dużo frajdy, to szybko okazało się, że odmiana A45 AMG Performacne jest jeszcze lepsza. Wyróżnia się ona choćby takimi elementami jak aktywne zawieszenie, kubełkowe fotele, wydech z zaworem “wzmacniającym” brzmienie oraz ze szperą na przedniej osi. Te różnice szybko dały o sobie znać. Szybkość pokonywanych zakrętów wzrosła, a czas przejazdu toru pomiędzy słupkami diametralnie zmalał. Różnica w prowadzeniu była na tyle duża, że osoby które przesiadały się z wersji Performance do zwykłej, po prostu urządzały pokaz latających w powietrzu pachołków, wyznaczających trasę.

Torowa limuzyna

Po serii prób wróciliśmy do centrum szkoleniowego, gdzie po chwili oddechu i uspokojenia emocji, mogliśmy ruszyć na kolejne wyzwanie. Tym razem przeskoczyliśmy parę klas wyżej. Z miejskiego, zawadiackiego hot hatcha przesiedliśmy się do komfortowych Mercedesów klasy E. Nie były to jednak klasyczne tego modelu. W końcu jest to event AMG. Dlatego na tylnej klapie bagażnika nie mogło zabraknąć emblematu E43 AMG. To właśnie tą wersję wzięliśmy na pierwszy ogień.

Tym razem do naszej dyspozycji była duża pętla toru wyścigowego. Co by nie mówić 401 koni pod maską, aktywnie dopompowywane boczki foteli, adaptacyjne zawieszenie czy napęd na cztery koła sprawiały, że auto jechało jak po sznurku mimo mokrej nawierzchni. Jedynie podczas mocnego dohamowania można było poczuć, że tył ma tendencje do lekkiego myszkowania, a w zakręcie nadwozie nieco się wychyla. Jednak mimo tego każdy uślizg kół był kontrolowany, a przejazdy z każdym okrążeniem były coraz czystsze i szybsze.

Jednak nic nie trwa wiecznie i z dość łatwo ogarnialnych odmian E43 AMG z trzylitrowym silnikiem V6 o mocy 401 koni mechanicznych, przesiadłem się do wersji E63S AMG, gdzie pod maską bulgotały słusznych rozmiarów silniki V8 o objętości skokowej 4-litrów i mocy bagatela 612 koni mechanicznych. Po raz kolejny doznałem szoku, jak dwa teoretycznie te same modele mogą się od siebie różnić. Przede wszystkim obie odmiany wyróżnia wygląd. W wersji E63S AMG jest inaczej zarysowany przód, poszerzone nadwozie, zderzak przedni otrzymał ogromne wręcz wloty powietrza, a z tyłu zastosowano masywny dyfuzor. Już te elementy sprawiały, ze niby spokojna klasa E, kipiała mocą. Jednak Mercedes nie wypuściłby z fabryki auta jedynie z dobrym wyglądem. Dlatego zmieniono w nim jeszcze parę drobiazgów. Dla przykładu wśród wyborów trybów pojawił się jeden dodatkowy – „RACE”. Po jego aktywacji układy bezpieczeństwa, jak ESP działają ze zdecydowanym opóźnieniem. Do tego chodzi aktywny układ wydechowy, który potęguje wrażenia z jazdy. To jednak nie koniec nowości. W najmocniejszej w historii klasie E, zastosowany został nowy układ napędowy 4MATIC+. W tym przypadku, ogólnie rzecz ujmując, moment obrotowy przekazywany jest stale na koła tylne, a przód jest dołączany. Jest to odwrotny układ niż do tej pory był stosowany.

Nie ma co więcej pisać o teorii, tylko sprawdzić jak jeździ ponad sześciusetkonna limuzyna. Już pierwsza prosta pokazała, z jakim potworem mamy do czynienia. Auto nieledwie zagina czasoprzestrzeń. Jak odmiana E43 wydawała się szybka, to ta jest po prostu przysłowiową „petardą”. Do tego jest sztywna i twarda niczym skała. Tutaj nie ma miejsca na wychylanie się nadwozia czy myszkowanie tyłem przy dohamowaniu. Jednak nadmiar mocy oraz mokry tor w Poznaniu szybko weryfikował umiejętności kierowców. Złe obranie toru jazdy czy zbyt wczesne i zbyt mocne wciśnięcie pedału przyspieszania sprawiało, że auto od razu uciekało tyłem mimo napędu 4MATIC+. Jednak gdy już udało się wyjść na prostą, a gaz był w podłodze okazywało się, że nawet w dość kiepskich warunkach osiąganie zawrotnych prędkości nie jest żadnym problemem. Na wyjściu z ostatniego prawego zakrętu na prostą startową na liczniku było około 90 km/h, natomiast na jej końcu było to już ponad 200 km/h. Ta próba pokazała jak duży potencjał drzemie w klasie E, zwłaszcza odmianie E63S i jak ważne są umiejętności oraz pokora do pojazdu w szczególności na mokrej nawierzchni.

Demon z gwiazdą na masce

Ostatnia próba była wisienką na torcie każdego fana motoryzacji. Sprawdzenie serii GT AMG było pewnym sensie spełnieniem marzeń. Na początek jednak nauczony już doświadczeniem poprzednich samochodów wybrałem słabszą odmianę, jeżeli można tak powiedzieć o GT S AMG, który pod maską ma silnik V8 o mocy 510 KM i 650 Nm. Pierwsze odpalenie tego auta sprawia, że czujemy się jak w niebie. Gang silnika oraz basowe dźwięki dochodzące z tyłu sprawiają, że uśmiech na twarzy generuje się sam. Nie rozmyślając dłużej dopiąłem kask i ruszyłem na dwa szalone okrążenia. Auto niczym pocisk wystrzeliło za linii startu. Na suchej nawierzchni samochód trzymał się niczym przyklejony. Jedynie przy do hamowaniach z prędkości przekraczających 200 km/h można było wyczuć lekką nerwowość w zachowaniu się tyłu pojazdu. Jednak było to bardzo łatwo ogarnialne. Do tego dochodzi fakt, że wskazówka prędkościomierza w mgnieniu oka gnała coraz wyżej i wyżej, a adrenalina zaczynała buzować we krwi.

Niestety dwa okrążenia minęły nad wyraz szybko, ale nic jednak straconego. Ostatnim autem tego dnia do przesterowania, był rasowy sportowiec z klatką we wnętrzu, kubełkowymi fotelami bez możliwości regulowania oparć i wyglądem przypominającym potwora z najgorszych koszmarów. Green Hell to auto z piekła rodem, które na czas eventu AMG przybrało czarne barwy sprawiało, że czasoprzestrzeń była dosłownie zakrzywiana. W końcu GT R AMG to najbardziej hardcorowa odmiana serii, która jest dzieckiem romansu GT S’a i auta z serii GT3. Dowodem na to jest choćby całkowicie przeprojektowana aerodynamika pod kątem jeszcze lepszego docisku, klatka bezpieczeństwa, układ kierowniczy o mniejszym przełożeniu czy w pełni regulowane zawieszenie kluczem, a nie elektroniką. Te różnice czuć od samego początku. Dodatkowo do dyspozycji kierowcy poza trybem RACE mamy też możliwość regulacji ustawień działania systemu ESP. Poza tym z silnika V8 wyciągnięto bagatela 585 koni mechanicznych i zamontowano opony Michelin Pilot Sport Cup 2, które na suchej nawierzchni miały wręcz wyśmienite trzymanie.

Jednak jak już wiecie teoria, a praktyka to dwie różne rzeczy, dlatego nie tracąc więcej czasu ruszyłem na ostatnie dwa bardzo szybkie okrążenia. Ten demon po prostu zjadał każdy kilometr drogi. Trzeba było się pilnować aby odpowiednio mocno hamować ponieważ osiągane prędkości były dość zawrotne. Na prostej startowej bez większych problemów osiągałem wartości w granicach 220-235 km/h. Dodatkowo zbyt mocne wciśnięcie pedału przyspieszania na wyjściu z zakrętu od razu powodowało uślizg tylnych kół i boczny poślizg. Choć taką sytuację miałem dwa razy, to nie musze Wam mówić jaką radość takie rzeczy wywołują.

Dwa kółka to zdecydowanie za mało aby nacieszyć się tym samochodem. Jednak dało to przedsmak, jak jeżdżą samochody z superelity. Choć GT S AMG już w zupełności wystarcza to nie oszukujmy się, to właśnie GT R AMG, który czeka jedynie na twój błąd sprawia, że można poczuć pełne spełnienie.

Oby więcej torowych przygód

Dzień spędzony na torze w Poznaniu był idealny pod paroma względami. Przede wszystkim dał możliwość zapoznania się z choć częścią pojazdów AMG i sprawdzenia ich w naturalnych torowych warunkach, gdzie większość z tych pojazdów czuje się jak ryba w wodzie. Po drugie chciałbym podziękować instruktorom z AMG Driving Academy, którzy w bardzo umiejętny sposób pomogli, choć w jakimś stopniu, podszkolić moje umiejętności jako kierowcy. Jednak najważniejszą kwestią z tego dnia jest fakt, że po możliwości całodniowego szaleństwa na torze całkowicie zanikają potrzeby szybkiej jazdy samochodem. To przekłada się na bezpieczeństwo, które jak by nie patrzeć jest dużym problemem polskich dróg.

Maciej Gis

Źródło: Menadżer Floty

Sprawdź też inne testy:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *