[TEST] Lexus RC F Carbon

Lexus RC F w wersji Carbon wygląda bardzo efektownie, ale w tym aucie najważniejsze jest to, czego nie widać.

Na tego diabła czekałem z chłopakami z redakcji z niecierpliwością już od dłuższego czasu. Dwa tygodnie przed testem dotarła do nas zła, bardzo zła wiadomość. Rozbite! Oczywiście, na kogo mogło trafić, jak nie na mnie. Już zacząłem się przyzwyczajać do myśli, że sportowy Lex nie jest mi pisany, kiedy udało się zorganizować dla nas zastępczego RC F-a – pomarańczowego w wersji Carbon. Jeszcze wtedy uważałem tę kolorystykę (pomarańcz z czarną, karbonową maską) za fanaberię bogatego wioskowego playboya, ale tłumaczyłem sobie, że „na żywo na pewno nie jest tak źle” i cieszyłem się jak głupi. Zresztą w tym aucie najważniejsze jest to czego nie widać. Przebierałem więc podekscytowany nogami na samą myśl o tygodniu z potężnym, wolnossącym V8 w tylnonapędowym Lexusie. Nie zawiodłem się, warto było czekać.

Nadwozie

Odważna stylistyka modelu RC F sprawia, że to coupe wygląda jak milion dolarów. Jest cholernie muskularny, a przy tym piękny i elegancki, chociażby za sprawą chromowanych dodatków w które obfituje nadwozie Lexa . Przód RC F to przede wszystkim wielki czarny grill, który nie wszystkim pasuje, jednak to czego mu odmówić nie można, to ciekawy kontrast który tworzy w parze z lakierem Lava Orange. Szybko zbliżający się RC F w tej kolorystyce sprawia wrażenie jakby miał zamiar pożreć Cię razem z Twoim samochodem.

Przednie reflektory to typowa dla Lexusa z ostatnich lat odważna i fikuśna konstrukcja, która nie do końca trafia w moje gusta. Za bardzo powyginana we wszystkie strony. Zdecydowanie bardziej podoba mi się tu tył – cztery rury wydechowe ułożone w charakterystyczny dla najmocniejszych Lexusów sposób i ciekawe, ostro zarysowane tylne lampy tworzą ciekawą dla oka kombinację sportu i elegancji. Jeszcze fajniej robi się kiedy za pomocą ulokowanego w okolicy kierownicy przycisku wysuniemy karbonowy spoiler, lub gdy samochód zrobi to za nas przy prędkości powyżej 80 km/h.

Koła Lexusa to specjalnie zaprojektowana dla tego auta konstrukcja stworzona we współpracy z firmą BBS. Na 10-ramienne, 19-calowe felgi z kutego aluminium nawinięte zostały opony 255/35 R19 z przodu i 275/35 R19 z tyłu. Najbardziej w stylistyce felg podobało mi się głębokie osadzenie śrub mocujących. Optycznie daje to efekt jeszcze szerszego koła.

Nie będę ukrywał że pomarańcz to nie mój kolor, jednak i taka, może po prostu zbyt dla mnie odważna kolorystyka może się podobać. Odkładając więc na bok prywatne preferencje i niefortunne w mojej opinii umaszczenie przyznać muszę, że stylistyka auta jest oszałamiająca – nie sposób się za nim nie odwrócić.

Wnętrze i wyposażenie

Lexus powitał mnie świetnymi, sportowymi kubłami ze zintegrowanymi zagłówkami. Są tak głębokie, że czułem jak bym siedział 5 cm nad asfaltem. O wierceniu się na zakrętach nie było mowy! Pozycja kierowcy jest więc niska, ale i sprzyjająca poczuciu jedności z samochodem. Kiedy więc już zajmiecie pozycję za grubą i pewnie leżącą w dłoniach kierownicą ujrzycie genialne zegary, które podobnie jak fotele zostały stworzone z myślą o sportowym przeznaczeniu tego samochodu. Najważniejszy jest tu obrotomierz z cyfrowym prędkościomierzem umieszczony tak jak w modelu LFA – na centralnej tarczy. Po sąsiedzku, na mniejszej tarczy umieszczono klasyczny-analogowy prędkościomierz, a z drugiej strony monitor aktywnego mechanizmu różnicowego TVD, wskaźnik przeciążenia, stoper i wiele innych mniej lub bardziej przydatnych podczas jazdy wskaźników oraz funkcji zmienianych przez kierowcę wedle upodobań.
Konsola centralna jest w Lexie nieco toporna, by nie powiedzieć nieprzyjazna. Trochę tu za dużo przycisków i ta wielka kieszeń na płyty CD….całość panelu sterowania klimą i systemem audio wygląda dla mnie jak japoński magnetofon z lat dziewięćdziesiątych. Brakowało mi tu tylko slotu na kasety. To pewnie jest ta surowa elegancja, która do mnie nie do końca przemawia,a może jej po prostu nie rozumiem.

Na szczycie konsoli centralnej wyrasta 7-calowy ekran. Trochę szkoda, że nie jest on nieco większy, po jego bokach została kupa niezagospodarowanego miejsca. W GS’ie którego testowaliśmy kilka miesięcy temu ekran wyglądał jak telewizor i robił wielkie wrażenie, tutaj nieco ginie. Nie można się za to z całą pewnością przyczepić do jego jakości i przejrzystości – wyświetlane nań komunikaty, mapa, czy obraz z tylnej kamery są czytelne i nie kłują
w oczy. Ekran pomaga, ale nie naprzykrza się – może to i dobrze.

Na pochwałę zasługuje również system audio Mark Levinson Premium Surround z 17 głośnikami. Prawdę powiedziawszy wolałem dźwięk ryczącego V8, ale z raz, no może dwa miałem okazję posłuchać muzyki z tego hi-endowego systemu i było… solidnie.

Układ napędowy i wrażenia z jazdy

To co najlepsze kryje się tu pod karbonową, lekką jak piórko maską. A tam? Znany doskonale z IS F, ale przebudowany nieco i unowocześniony, wolnossący silnik V8 o pojemności 5 litrów.

Generuje 477 KM i 520 Nm momentu obrotowego, co wystarczy aby wystrzelić wyrywne japońskie coupe do setki w 4,5 sekundy. Napęd Lexa, za pośrednictwem 8-biegowego automatu trafia w całości na tylną oś, a to szybko może nauczyć pokory i szacunku do auta. RC F daje za to kupę radości z jazdy. Przy pomocy jednego z czterech trybów jazdy (Eco, Normal, Sport, Sport+) dostosujemy go do humoru, osobistych preferencji i warunków na drodze.

RC F wyposażony został dodatkowo w 4 tryby pracy systemu VDIM, który łącząc układy ABS, VSC i TRC dba o stabilność i bezpieczeństwo podczas jazdy z dużymi prędkościami, na przykład na torze.  Do wyboru mamy następujące tryby: Normal, Off, Off with Expert i Sport. Tryb Normal przeznaczony do płynnej jazdy w normalnych warunkach; SPORT, ograniczający działanie elektroniki do minimum, umożliwiając kierowcy przejęcie pełnej kontroli nad autem; OFF,  po wyborze którego zabezpieczenia zostają całkowicie wyłączone oraz OFF z funkcją EXPERT, w którym elektronika zapobiegnie obróceniu się auta wokół własnej osi np. podczas zbyt szybkiego pokonywania łuku na torze.

Mało? Lexus RC F w edycji Carbon, czyli taki jakiego dopadliśmy do testów wyposażony został w aktywny mechanizm różnicowy z wektorowaniem momentu obrotowego TVD (Torque Vectoring Differential) pracujący w trzech trybach: STANDARD, który oferuje równowagę miedzy osiągami i stabilnością prowadzenia przy wysokiej szybkości, SLALOM, zapewniający wyjątkową szybkość i precyzję reakcji na ruchy kierownicy oraz TRACK, ukierunkowany na szybkie i stabilne pokonywanie zakrętów na torze. Do wyboru do koloru – zachowanie Lexusa naprawdę można dostosować na 1000 różnych sposobów w zależności od warunków i wymagań kierowcy.

Wrażenia z jazdy Lexusem RC F są ogromne. Kupa frajdy i radosne popiardywania z wydechu sprawiały, że nie chciało mi się z niego wysiadać. Nic tylko bym jeździł, jeździł i jeździł. Do tego to samochód, który naprawdę można ułożyć pod siebie i dostosować do swoich umiejętności.

Japończycy załadowali go po sufit systemami ułatwiającymi okiełznanie drzemiącej w nim mocy i zwiększającymi bezpieczeństwo za kółkiem. Jeśli natomiast myślisz, że potrafisz jeździć i masz dobre AC, proszę bardzo – wyłączasz wszystko i hulaj dusza, piekła nie ma!

Aha, zapomniałbym o kolejnej, a całkiem istotnej zalecie tego auta. O dziwo mówię tu o spalaniu! Można by pomyśleć że niemal 500-konne V8 musi jarać niebotyczne ilości paliwa. W tym przypadku jest inaczej. Lexem jeździliśmy przez cały tydzień po Warszawie, tłukliśmy się w korkach, a i solidnie się powściekaliśmy. Wiecie ile spalił?
17 litrów!

To oczywiste, że w mieście nie da się wykorzystać możliwości takiego auta w stu procentach i na pewno potrafi spalić sporo więcej, ale przy naprawdę dynamicznej jeździe bez oszczędzania, w 75% po miejskich arteriach wynik ten mnie mega pozytywnie zaskoczył. Tyle samo wypijało BMW 235i. To wielki plus testowanego auta, jak na oferowane osiągi i radochę z użytkowania 17 litrów to wynik na piątkę i w mojej opinii całkowicie do zaakceptowania.

Podsumowanie

Lexus podjął rękawice rzucone przez niemiecką konkurencję i skonstruował świetne auto sportowe, nie poddając się chorej modzie na downsizing i wyciąganie 150 KM z litra kosztem żywotności silnika.

Dzięki szeregowi ustawień pozwalających na bieżąco zmieniać charakterystykę pracy auta, Lexus RC F jest samochodem wdzięcznym w prowadzeniu, a przy tym niezwykle atrakcyjnym stylistycznie i nie przesadnie pazernym na paliwo. Lex to doskonała alternatywa dla wszystkich chcących wyróżnić się z tłumu BMW, Mercedesów czy Porsche.

Ile kosztuje indywidualizm i radość z jazdy piekielnie szybkim, japońskim V8? Ceny startują od 383 400,00 zł za wersję Elegance. Testowany przez nas egzemplarz w wersji Carbon, z dachem, maską i spoilerem z włókna węglowego kosztuje już 451 700,00 zł.

Kamil Zienkiewicz, leftlane.pl

Sprawdź też inne testy:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *