[W MAGAZYNIE] Trudna Ameryka dla Bidena

W styczniu Joe Biden przejmuje stery w Białym Domu. Przed nim wyzwanie, jakiego nie miał chyba żaden amerykański prezydent. Odziedzicza Amerykę pogrążoną w pandemii, która odbija piętno na gospodarce, oraz podzieloną społecznie jak nigdy dotąd.

Joseph Biden rozpoczyna kadencję w momencie, gdy przez Amerykę przetacza się druga fala COVID-19. Do końca 2020 r. pandemia, rozmiarów, jakich świat nie widział od 100 lat, pochłonęła w USA 350 tys. istnień ludzkich. Dziennie ok. 300 tys. ludzi zaraża się tutaj koronawirusem. Władze USA dopuściły do użytku dwie szczepionki i miały w pierwszym miesiącu zaszczepić ok. 20 mln mieszkańców, jednak ten plan został wykonany w zaledwie 20%. Usprawnienie dystrybucji szczepionek to priorytetowe zadanie nowego prezydenta. Nie należy jednak do łatwych. – To jest największe wyzwanie logistyczne, jakie stoi przed naszym krajem. Będzie wymagało wielkich nakładów sprytu i determinacji – powiedział Biden pod koniec grudnia, ostrzegając, że przy obecnym tempie dystrybucji szczepionki zaszczepienie wszystkich mieszkańców zajmie lata, a nie miesiące. 

Po drodze prezydent elekt będzie musiał przeskoczyć kilka innych przeszkód, w tym przekonanie sceptycznych Amerykanów do wzięcia szczepionki oraz noszenia masek, do których część społeczeństwa wciąż pała niechęcią.

COVID dokonał spustoszenia nie tylko w ludziach, ale również w gospodarce. Ponad 12 mln Amerykanów, czyli ponad 6% siły roboczej, zakończyło 2020 r. na zasiłku dla bezrobotnych, część gospodarki jest w zastoju, upadło dziesiątki tysięcy firm działających w sektorze usługowym. W 2020 r. Kongres przeznaczył prawie 3 biliony dolarów na ratowanie gospodarki, ale takich pakietów pomocowych potrzeba będzie więcej w kolejnym roku. Pod względem gospodarczym chyba tylko prezydent Franklin D. Roosevelt miał trudniejsze zadanie, gdy w 1933 r. pod koniec Wielkiej Depresji obejmował stanowisko. 

***

Po protestach o sprawiedliwość rasową, które wstrząsnęły krajem w 2020 r., oraz impeachmencie prezydenta Donalda Trumpa i bardzo zaciętej kampanii wyborczej Biden przejmuje Amerykę rozdartą na połowę. Każda strona podziału z brakiem zaufania patrzy na wartości i przekonania tej drugiej. Do spięć dochodzi łatwo na poziomie dyskursu politycznego, ale też na poziomie międzyludzkich relacji, gdzie w dyskusjach na temat pandemii, kwestii społecznych czy politycznych powstają mury między członkami rodzin i przyjaciółmi. Sondaż Public Religion Research Institute pokazuje, że 8 na 10 republikanów uważa, że Partia Demokratyczna skorumpowana została przez socjalistów, a 8 na 10 demokratów jest przekonanych, że Partia Republikańska to rasiści. Według Pew Research Center 80% zwolenników Bidena i 77% zwolenników Trumpa „fundamentalnie nie zgadza się z drugą stroną, jeśli chodzi o podstawowe wartości amerykańskie i cele”. „Przekonania tych dwóch grup są tak fundamentalnie różne, że żyją oni praktycznie w dwóch różnych rzeczywistościach. Jak politycy mówią, że więcej nas łączy, niż dzieli, to niestety nie tyczy się to naszej obecnej rzeczywistości” – mówi w wywiadzie dla „Washington Post” badacz nastrojów wyborczych.

Spięcia społeczne sięgały w 2020 r. takich zenitów, że przed wyborami prezydenckimi, z obawy o zamieszki, w centrum Manhattanu i innych dużych miast witryny sklepów i restauracji zabito drewnianymi płytami jakby w oczekiwaniu na wojnę. Tak największa demokracja na świecie przygotowywała się do wyborów.

Do pogłębienia się podziałów w społeczeństwie amerykańskim mocno przyczynił się sam prezydent Donald Trump, zaliczany do najbardziej polaryzujących przywódców. Pogłębił przepaść między republikanami a demokratami, czarnymi i białymi, między wykształconymi a tymi bez dyplomów. Jego wypowiedzi są zapalne. Chętnie sięga po półprawdy i teorie spiskowe. Odmawia uznania odpowiedzialności za swoje błędy, woli szukać winnych. Nie jest w stanie uznać swojej porażki. Jeszcze przed wyborami rozpoczął kampanię, która podważa wiarygodność amerykańskiego systemu wyborczego, a także prezydentury Joe Bidena.

Trump pozostawi po sobie część narodu wychowaną przez 4 lata na jego alternatywnym podejściu do rzeczywistości. To nóż w plecy jedności amerykańskiej i wysoki mur do przeskoczenia dla Bidena.

W listopadowych wyborach Joe Biden uzyskał rekordową liczbę ponad 81 mln głosów indywidualnych. Za nim opowiedziało się ponad 51% wyborców. Żaden prezydent nie może się pochwalić takim wynikiem. Z drugiej strony Donald Trump poradził sobie o wiele lepiej, niż przewidywały sondaże. Głosowało na niego 74 mln wyborców, czyli 46,8% głosujących. Jednym z większych wyzwań prezydentury Bidena będzie znaleźć wspólny język z drugą połową wyborców, którzy po wyborach są wrogo nastawieni do prezydenta elekta, bo dzięki Donaldowi Trumpowi są przekonani, że Biden doszedł do władzy w nielegalny sposób.

***

Politycznie Joe Biden też będzie miał wysoko zawieszoną poprzeczkę do przeskoczenia. Rozpoczyna swoją kadencję z większością demokratów w Izbie Reprezentantów, ale jest ona najmniejsza od półtora wieku. Druga tura wyborów do Senatu w Georgii zaplanowana na 5 stycznia pokaże, która partia będzie miała przewagę w tej izbie. Aby uzyskać większość, demokraci musieliby wygrać oba miejsca w Senacie. Jeżeli któremuś z dwóch kandydatów się nie powiedzie, to Biden będzie pierwszym demokratycznym prezydentem od 1884 r., który zaczyna kadencję bez większości swojej partii w Senacie. Bez dużej bazy demokratycznych ustawodawców na Kapitolu Bidenowi trudniej będzie realizować swoją agendę oraz zatwierdzać nominacje na kluczowe stanowiska w kraju.

Sama Partia Demokratyczna też nie należy obecnie do jednomyślnych. O ile w trakcie wyborów wszystkie frakcje zjednoczyły się, by wesprzeć Joe Bidena w walce o Biały Dom, o tyle teraz dają znać o swoich priorytetach i domagają się ich realizacji. Przy tym uznawany za demokratę o umiarkowanych poglądach Biden nie zawsze jest skory do przystawania na pomysły frakcji bardziej postępowych, w tym tej, którą reprezentuje skrajnie lewicowy senator Bernie Sanders i kongresmenka Alexandria Ocasio-Cortez. Z ich strony Bidena może czekać opozycja. 

***

Spore wyzwanie czeka Bidena na arenie międzynarodowej. Po 4 latach rządów Donalda Trumpa, którego dewizą było „America First”, Stany Zjednoczone, niegdyś lider globalnych przedsięwzięć i współpracy międzynarodowej, teraz są wyizolowane i odwrócone plecami od swoich wieloletnich sprzymierzeńców.

Joe Biden chce przywrócić dawną pozycję Ameryki na świecie. „Ameryka wraca” – zapowiedział Biden pod koniec listopada, gdy został uznany prezydentem elektem i mianował otwartych na współpracę międzynarodową ekspertów ds. polityki zagranicznej. Ci obiecali, że już w pierwszych dniach nowej administracji Stany Zjednoczone powrócą do paryskich układów klimatycznych i Światowej Organizacji Zdrowia, z których wycofały się z inicjatywy Donalda Trumpa. Potem administracja Bidena będzie chciała zorganizować wspólny front ze sprzymierzeńcami wobec Chin, Korei Północnej, Rosji i Bliskiego Wschodu. To prawdziwe wyzwanie, bo w ciągu ostatnich 4 lat świat się mocno zmienił. Relacje USA z Chinami są najgorsze od pół wieku, a oba kraje uwikłane są w wojnę handlową, NATO jest słabsze niż kiedykolwiek, natomiast Korea Północna, którą Trump raz zastraszał, a raz zabiegał o jej względy, okrzyknęła się hegemonią atomową, czego amerykańscy prezydenci od dziesiątków lat próbowali uniknąć. 

Administracja Bidena będzie musiała stawić czoła tym wszystkim problemom, ale przy tym będzie miała okazję do wypróbowania zupełnie innego podejścia i może bardziej skutecznej strategii. 

***

Joe Biden od początku postrzegany był jako jedyny kandydat demokratyczny, który może pokonać ekscentrycznego i kontrowersyjnego Donalda Trumpa. Chociaż przed 78-letnim Joe Bidenem, który jest najstarszym człowiekiem obejmującym urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych, jest teraz wyżej zawieszona poprzeczka, niż sobie wyobrażał, gdy 2 lata temu zdecydował się na podjęcie wyzwania, to co najmniej pół Ameryki i duża część świata trzyma za niego kciuki i życzy mu powodzenia oraz nieskończonych pokładów energii potrzebnych do stawienia czoła post-Trumpowej i pandemicznej Ameryce.

Aleksandra Słabisz, Nowy Jork

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *