[W MAGAZYNIE] Drugie życie mistrza

Kamil Stoch jest obecnie jednym z najwybitniejszych i najbardziej utytułowanych polskich sportowców. Na trybuny i przed telewizory potrafi przyciągnąć miliony swoich rodaków, dla których jest prawdziwym bohaterem narodowym. Ale dla najsłynniejszego po Adamie Małyszu naszego skoczka narciarskiego nie liczy się tylko sport. Jest także miejsce na inne pasje i interesujące projekty, które wymagają nie mniejszej kreatywności i poświęcenia.

Jako trzykrotny mistrz olimpijski Kamil Stoch jest najbardziej utytułowanym polskim sportowcem w historii zimowych igrzysk olimpijskich, a trzecim – po Robercie Korzeniowskim oraz Irenie Szewińskiej – najbardziej utytułowanym Polakiem pod względem złotych medali na letnich i zimowych igrzyskach. W mijającym sezonie 2017/2018 jako drugi zawodnik w historii (po Svenie Hannawaldzie w sezonie 2001/2002) odniósł zwycięstwa we wszystkich czterech konkursach Turnieju Czterech Skoczni podczas jednej edycji. Oprócz tego razem ze Svenem Hannawaldem i Helmutem Recknagelem jest jednym z trzech zawodników, którzy wygrali pięć konkursów TCS z rzędu! A przecież Turniej Czterech Skoczni to najbardziej prestiżowe zawody w skokach, porównywane do tenisowego Wielkiego Szlema czy kolarskiego Tour de France.

SZTUKA LATANIA

Można się zastanawiać, skąd taka eksplozja sukcesów Stocha w ostatnich latach. Przecież talent i ciężka praca to jeszcze nie wszystko. Sportowcowi na tym poziomie potrzeba jeszcze czegoś więcej, co pozwala mu wznieść się ponad przeciętność. Dla Kamila takim wsparciem i motywatorem jest żona Ewa. Tym samym Stoch zaprzecza obiegowej opinii krążącej wśród skoczków, że po ślubie zawodnik skacze o kilka metrów krócej. – Odkąd się ożeniłem, skaczę jak z nut. Moja żona dodaje mi skrzydeł. Ewa zawsze podkreśla, że będzie ze mną w chwilach dobrych i złych. A takie wsparcie jest dla mnie najważniejsze – tłumaczy Mistrz.

Państwo Stochowie poznali się w 2006 r. podczas konkursu skoków w Planicy. Ona pojechała tam robić zdjęcia – jest profesjonalnym fotografem. Wcześniej uprawiała sporty walki. Występowała też w konkursie piękności, dochodząc do finału wojewódzkiego. To właśnie pani Ewa jest autorem profesjonalnej sesji, na której skoczek pozuje przy samolocie w wojskowych barwach: takich samych jak na kasku, w którym skakał m.in. podczas konkursu na igrzyskach w Soczi. Kask z biało-czerwoną szachownicą był hołdem złożonym polskim lotnikom z okresu II Wojny Światowej, ale też oznaką fascynacji Kamila lotnictwem. Od lat pasją Mistrza jest szybownictwo. – Chciałbym umieć i móc samemu latać. Myślę o skończeniu odpowiedniego kursu – wyjawił w jednym z wywiadów. Ale zaraz dodał, że przeżycie, jakim był lot (w roli pasażera) myśliwcem F-16, zapamięta do końca życia.

Jednak pytany o to, gdzie czuje się najlepiej, Stoch bez namysłu odpowiada – w domu! To tutaj jest jego azyl, jest żona, rodzina i idealne warunki do odpoczynku od zgiełku sportowych aren. Ale relaks mistrza w jego rodzinnym Zębie wcale nie musi wiązać się z ciszą. Kamil lubi słuchać dobrej muzyki. Dorastał przy The Beatles, Rolling Stones, Elvisie Presleyu, a jednym z jego ulubionych zespołów jest Dire Straits. Kilka lat temu ojciec podarował mu unikatowe wydanie The Beatles w wersji winylowej, warte kilkaset euro. Oprócz tego Kamil Stoch jest pasjonatem piłki nożnej i wielkim fanem drużyny Liverpoolu.

NIE TYLKO SKOKI

W samych tylko konkursach Pucharu Świata sezonu 2017/2018 polski skoczek zarobił już ponad 250 tys. zł. Składają się na to nagrody za zwycięstwa i miejsca na podium oraz premie za lokaty w czołowej dziesiątce poszczególnych zawodów. Do tego należy doliczyć liczne nagrody za złoty i brązowy (w klasyfikacji drużynowej) medal olimpijski, jak również honoraria za udział w reklamach. Oczywiście ich wysokość jest zwykle objęta tajemnicą. Ale Kamil Stoch to nie tylko sportowiec. To również biznesmen. Należy do tych zawodników, którzy wiedzą, jak wykorzystać czas sławy i przysłowiowe pięć minut. Wokół swojej kariery sportowej wraz z żoną stworzył własny biznes. Projektuje odzież sportową – pod marką „Kamiland” stworzył kolekcję ubrań, czapek i gadżetów sygnowanych własnym imieniem.

Jako kreator mody zadebiutował w 2015 r. podczas targów w Zakopanem. Podobno kolory i krój bluz i czapek wybiera sam, kierując się przy tym własnymi upodobaniami. Stoch prowadzi również sklep internetowy, w którym sprzedaje ubrania własnej marki. – „Kamiland” to odpowiedź na oczekiwania i sugestie moich kibiców oraz tych wszystkich, którzy lubią wyróżnić się w pomysłowy sposób – tłumaczy na oficjalnej stronie firmy.

Aktywnie pomaga mu w tym jego żona Ewa. Sama również zajmuje się biznesem, prowadząc agencję menadżerską Eve-nement Ski Jumping Team, zarządza również klubem sportowym Eve-nement Zakopane, którego jej mąż jest oficjalnym patronem. Na co dzień klub zajmuje się głównie szkoleniem dzieci w wieku 7-11 lat. To pani Ewa dba o wizerunek i marketingowe kontakty męża ze sponsorami oraz mediami. Ale sam Mistrz podkreśla, że znacznie lepiej czuje się na skoczni niż w roli celebryty czy przysłowiowego „misia z Krupówek”.

SKOCZEK ZA KIEROWNICĄ

Kamil Stoch lubi także samochody, chociaż pytany, czy po zakończeniu przygody ze skokami zamierza pójść w ślady Adama Małysza i spróbować swoich sił w rajdach, stanowczo zaprzecza. – Lubię prowadzić samochód, jazda sprawia mi przyjemność, ale sport wyczynowy to co innego. To nie dla mnie, a poza tym rajdy są jednak bardziej niebezpieczne niż skoki – tłumaczy. Za to w codziennym użytkowaniu Kamil ceni samochody i często z nich korzysta. W garażu naszego mistrza parkowały już Mercedesy GL czy A 45 AMG, do którego kluczyki, po zdobyciu Kryształowej Kuli, odebrał z rąk legendarnego mistrza kierownicy – Sobiesława Zasady. Potem Kamil przesiadł się do Mercedesa CLA Shooting Brake, który również przekazano mu w krakowskim salonie Mercedesa należącym do Zasady, a obecnie na mocy umowy pomiędzy Polskim Związkiem Narciarskim a firmą Renault Polska Stoch ma do dyspozycji modele z szerokiej gamy aut oferowanych przez francuskiego producenta.

Co ciekawe, z samochodami, a właściwie z samochodem, wiąże się pewna ciekawa anegdota. Po triumfie w Turnieju Czterech Skoczni, w którym organizatorzy, poza gratyfikacjami finansowymi, fundowali zwykle główną nagrodę w postaci samochodu, w polskich mediach pojawiły się informacje, jakoby Stoch odebrał już warty ponad 200 tys. pojazd. Tymczasem sam skoczek na swoim profilu na jednym z portali społecznościowych zdementował te doniesienia słowami: „Od lat samochód nie jest nagrodą w Turnieju Czterech Skoczni, ale nie mam nic przeciwko, aby dziennikarze, którzy wyliczyli, ile jest warte to auto, sprezentowali mi takie”.

Warto przypomnieć, że 17 lat temu w TCS triumfował Adam Małysz, który faktycznie w nagrodę otrzymał samochód, ale niestety, ze względu na wysokie koszty cła auta nie opłacało się sprowadzać do kraju…

Artykuł pierwotnie ukazał się w magazynie VIP Menadżer Floty: Forum Biznesowe, nr 7/8 /2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *