Otwierasz drzwi i wsiadasz do środka. Komfortowy fotel, wygodna kierownica – pierwsze wrażenie naprawdę dobre. Po czym włączasz klimatyzację i… zasięg spada o 30 kilometrów. Taki właśnie, oczywiście w wielkim skrócie, jest elektryczny Nissan e-NV200.
Auta elektryczne powoli, ale konsekwentnie wkraczają na nasze drogi. Jeszcze kilkanaście lat temu wizja bezszelestnych i nieemitujących dwutlenku węgla pojazdów mknących po szosach wydawała się odległą przyszłością. Dziś technologia rozwija się jednak w błyskawicznym tempie i od dobrych kilku lat produkcja samochodów elektrycznych jest na tyle opłacalna, że stanowią one realną alternatywę dla aut z silnikami spalinowymi. Największym mankamentem takich pojazdów w dalszym ciągu jest jednak zasięg. Kilka lat temu Nissan podjął próbę wejścia na ten rynek, prezentując model e-NV200. Sprawdziliśmy, jak ten elektryczny dostawczak spisuje się na co dzień.
Atrakcyjny design
Samochód zbudowano w oparciu o wydłużoną płytę podłogową B, której użyto przy projektach innych modeli, m.in. Renault Clio, Dacii Logan, Renault Twingo i Nissanów Micra oraz Tiida. Koncept e-NV200 pokazano po raz pierwszy w marcu 2012 roku, a dwa lata później pierwsze egzemplarze tego pojazdu wyjechały z fabryki. Jeśli chodzi o wygląd, to w zasadzie nie można się do niczego przyczepić. e-NV200 bazuje na podstawowej wersji, czyli produkowanym od 2009 roku Nissanie NV200 (dostępnym też pod nazwą Evalia). W detalach widać inspiracje liniami innych nowych Nissanów, m.in. elektrycznym Leafem. Jak na vana, nie można się tu do niczego przyczepić. O „wyjątkowości” Nissana e-NV200 świadczą głównie wstawki na drzwiach (Zero Emission) oraz charakterystyczna klapka przykrywająca gniazda ładowania, znajdująca się tuż pod maską. Ponadto pojazd wyposażono w nowe lampy. Rozsuwane drzwi boczne oraz podwójne drzwi tylne zapewniają świetny dostęp do przestrzeni bagażowej. Ale o tym za chwilę.
Obszerny i praktyczny
Jak Nissan e-NV200 wypada z perspektywy kierowcy? Cóż, na pewno niewątpliwym atutem tego vana jest duża przestrzeń z przodu. Fotele nie są może zbyt wygodne, ale zapewniają porządne trzymanie tułowia podczas ostrych zakrętów. Zdecydowanym atutem e-NV200 jest idealnie położona kierownica, wysoka pozycja kierowcy oraz dobra widoczność. Miły dla oka jest też prędkościomierz, pod którym umieszczono wyświetlacz poziomu naładowania akumulatora. Wszystko jest proste i bardzo czytelne. Poza tym nie spodziewajmy się jednak fajerwerków – materiały wykończeniowe w Nissanie e-NV200 są solidne, ale na pewno nie wyszukane. Momentami wszechobecnego plastiku ma się nawet trochę dość. Z drugiej strony producent zaoferował klientom masę skrytek i schowków w przedniej części auta – chociażby w tunelu środkowym. W centralnej części z przodu zainstalowano wyświetlacz LCD oraz przyciski pozwalające sterować systemem audio, klimatyzacją czy nawigacją. Nissan wyposażył też e-NV200 w porządną kamerę cofania.
Pora na przestrzeń bagażową. Po pierwsze, z tyłu kabiny zamontowano dwa składane rzędy siedzeń – rozwiązanie przydatne dla dużej rodziny, przy okazji wypadu za miasto. Po złożeniu foteli otrzymujemy natomiast przestrzeń ładunkową o pojemności 4,2 metra sześciennego. Co istotne, w bagażniku Nissana e-NV200 dominują linie proste, co jest atutem przy przewożeniu ładunku.
„Uciekający” prąd
Do tej pory jest naprawdę solidnie, ale przyjemne wrażenia zostają nieco stłumione po uruchomieniu silnika. Producent zapewnia, że przy maksymalnym naładowaniu baterii zasięg Nissana e-NV200 wynosi 170 km. W praktyce realnym dystansem, jaki pokonamy na jednym ładowaniu, jest jednak około 140 km – i to zakładając, że nie będziemy korzystali z klimatyzacji, ponieważ uruchomienie jej powoduje spadek zasięgu o kolejne 20-30 km, a to duży minus. Auto testowaliśmy w porze deszczowej i wystarczyło spędzić pięć minut w kabinie, by – przy wyłączonej klimatyzacji – przednia szyba całkowicie zaparowała, praktycznie uniemożliwiając jazdę. Samo podróżowanie nie sprawia jednak większych problemów – auto całkiem dobrze trzyma się drogi, nawet na mokrej nawierzchni.
W Nissanie e-NV200 zastosowano litowo-jonowe baterie o pojemności 24 kWh. Ich pełne ładowanie z gniazdka w ścianie trwa około 8 godzin. Ponad dwukrotnie szybciej naładujemy pojazd z gniazda szybkiego ładowania, jednak ze znalezieniem takiego, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, może być spory kłopot.
Wolniej znaczy dalej
Od samochodu elektrycznego ciężko, rzecz jasna, oczekiwać nadzwyczajnych osiągów. Napędem tego modelu zajmuje się jednostka elektryczna o mocy 109 KM i momencie obrotowym wynoszącym 254 Nm – ten sam silnik wykorzystano w Nissanie Leaf. Za przeniesienie napędu odpowiedzialna jest z kolei automatyczna, bezstopniowa skrzynia biegów. Trzeba przyznać, że taki duet działa sprawnie, ale nie spodziewajmy się piorunującego przyspieszenia, choć warto zaznaczyć, że e-NV200 nie jest wcale skazany na okupowanie prawego pasa.
Prędkość maksymalna tego modelu wynosi 123 km/h (przyspieszenie od 0 do 100 km/h zajmuje 14 sekund), jednak przekraczanie 80 km/h sprawi, że zasięg zacznie nam spadać o wiele szybciej. W zamian inżynierowie Nissana zamontowali system odzyskiwania energii przy hamowaniu, który faktycznie zwiększa dystans, jaki możemy pokonać na jednym ładowaniu. Trzeba też wspomnieć o dwóch trybach jazdy – normalnym i Eco. Ten drugi wyraźnie osłabi żwawość samochodu, ale za to zapewni nam znacznie większy zasięg.
Nissan e-NV200 dostępny jest w Polsce w dwóch wersjach wyposażenia – Acenta, która kosztuje 134 070 zł oraz Tekna za 136 899 zł. W wyposażeniu standardowym otrzymujemy m.in. układy ABS i ESP, system wspomagania przy ruszaniu pod górę (bardzo przydatny) oraz sześć poduszek powietrznych.
Podsumowując, dla tych, którzy potrzebują taniego w eksploatacji dostawczego samochodu do jazdy przede wszystkim po mieście, jest to z pewnością bardzo ciekawa propozycja.
Krzysztof Rogacin
Źródło: Menadżer Floty