[W MAGAZYNIE] BYĆ JAK NOWOZELANDZKA PREMIER

Społeczna odpowiedzialność biznesu (z ang. CSR) to takie prowadzenie firmy, żeby oprócz zarabiania pieniędzy firma robiła coś dla ludzi, dla kraju, dla środowiska. A gdyby tak przypatrzeć się CSR w skali makro?

Tekst: Tomasz Gorazdowski

W skali świata niewiele jest krajów, które zachowują się i działają zgodnie z takim państwowym CSR, krajów, które widzą coś więcej niż tylko koniec własnego nosa i patrzą dalej, poza swoje granice, w pierwszej kolejności dbając o ogólną przestrzeń. Chodzi mi o ochronę środowiska, dbanie o nasze wspólne dobro, jakim jest Ziemia. Do krajów, które zachowują się tak, jak bym chciał, żeby zachowywały się wszystkie kraje świata, tak, aby nasze dzieci i wnuki miały jeszcze okazję posłuchać śpiewu ptaków, należy przede wszystkim Nowa Zelandia.

Podczas 73. sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ premier Nowej Zelandii, Jacinda Ardern, wygłosiła przemówienie, które politycy wszystkich krajów powinni wydrukować sobie w dużym formacie i powiesić w gabinecie, a nowozelandzki program walki o naszą planetę uczynić powszechnym. Zupełnie inaczej, z butą w stosunku do otaczającego świata, mówił na tym samym zgromadzeniu prezydent Donald Trump.

– Jesteśmy małym, odosobnionym krajem na dole południowego Pacyfiku – mówiła premier Ardern. – Nasi najbliżsi sąsiedzi muszą lecieć do nas samolotem co najmniej 3 godz., a wszystko, co położone jest w odległości poniżej 12 godz. lotu, uznawane jest za coś, co jest blisko. Nie mam wątpliwości, że nasza geograficzna izolacja, która – wydawać by się mogło – działa na naszą niekorzyść, jest naszą przewagą – kontynuowała.

Nowa Zelandia mogłaby robić swoje, nie oglądając się na świat, dbać o swoje środowisko, a jednak chce być przykładem dla innych, zachęcić inne kraje do wspólnej pracy na rzecz walki z ociepleniem klimatu oraz walki o środowisko, co w tej chwili wydaje się działaniem absolutnie niezbędnym. Właśnie podczas tej sesji zgromadzenia ONZ Jacinda Ardern zabrała głos w imieniu władz i mieszkańców Kiribati, Tuvalu i innych wysp Pacyfiku, którym grozi unicestwienie. Podnoszący się poziom wód w oceanach zniszczy te rajskie wysepki. Głosu ze środka Oceanu Spokojnego nikt nie słyszy i nikt nie chce słuchać, dlatego Nowa Zelandia zwraca uwagę już nie na problem, ale na kataklizm, jaki zagraża wyspom. – Zmiany klimatyczne zagrażają kolejnym generacjom. Jesteśmy zdeterminowani, aby robić wszystko, co w naszej mocy, walcząc ze zmianami klimatycznymi, nie oglądając się na innych, ale zachęcając ich, aby też robili wszystko. Wszystko zaczyna się od jednego człowieka, od jednego zrywu, od jednej deklaracji, dlatego nie patrzymy, czy ktoś już coś zrobił. Jeżeli nie zrobił, to, być może, Ty ze swoimi postanowieniami będziesz pierwszy. Może wszystko zacznie się od Ciebie – mówiła Ardern.

Wystąpienie w ONZ nie było jedynym, na którym szefowa rządu Nowej Zelandii apelowała o zajęcie się tymi sprawami. Podobnie było w tym roku w Davos, podczas forum ekonomicznego, kiedy przemawiała obok Sir Davida Attenborougha. Apelowała do światowych liderów, aby stanęli po właściwej stronie, aby stali się strażnikami Ziemi. Rząd Nowej Zelandii zobowiązał się od 2035 r. korzystać wyłącznie z energii odnawialnej. W ciągu następnych 10 lat zasadzonych zostanie w tym kraju miliard drzew. Nowa Zelandia nie będzie też wydawała żadnych licencji wydobywczych na swoich wodach terytorialnych. Z niewielkiego zanieczyszczenia, wynoszącego 0,2% w skali świata, Nowa Zelandia chce zejść do zera. W tym samym czasie Australia, wielki sąsiad Nowej Zelandii, robi wszystko, aby nie sprostać limitom emisji CO2 założonym na 2030 r. Parafrazując scenę z płaszczem z filmu Barei, australijski rząd mówi: „Mamy węgiel i co nam zrobicie?”.

Wracając do samej pani premier – Ardern twierdzi, że polityką interesowała się od wczesnej młodości, a innymi osobami, będącymi obok niej, jeszcze wcześniej. Tak mówiła o sobie w wywiadzie dla CNN: – Widziałam dzieci obok mnie, które nie miały tego, co miałam ja, i zadawałam sobie pytanie, dlaczego tak się dzieje. Zabrało mi kilka lat zorientowanie się, że aby mieć wpływ na jakieś poważniejsze zmiany, żeby zmieniać świat, polityka jest najlepszym miejscem – nie jedynym, ale chyba najbardziej efektywnym. I w końcu awansowała do pierwszej ligi światowych polityków. Po tym, jak urodziła dziecko prawie w pracy, pełniąc obowiązki, po tym, jak 3-miesięcznego bobasa przyniosła ze sobą na posiedzenie ONZ, stała się ikoną feministek, a w kraju zapanowała „jacindomania”. I tak pewnie rządziłaby krajem lepiej lub gorzej, czasami wzbudzając na międzynarodowej arenie politowanie polityków takich jak Trump, gdyby nie 15 marca 2019 r. W Christchurch zamachowiec zastrzelił w dwóch meczetach 50 osób, a premier Ardern stała się dla świata twarzą nowozelandzkiej żałoby, żalu i współczucia. – To jeden z najczarniejszych dni w historii Nowej Zelandii – mówiła premier.

Obserwatorzy podkreślają spokój, klasę i współczucie, jakimi pani premier wykazała się w obliczu tragedii bez precedensu w Nowej Zelandii, przy jednoczesnej stanowczości. Natychmiast przyjechała na miejsce zbrodni na czele delegacji wszystkich politycznych sił w kraju, zapowiedziała zmiany w ustawie o broni, która zabroni kupowania i posiadania broni półautomatycznej – takiej, jaką posłużył się zamachowiec. Zadeklarowała też, że rząd pokryje koszty pogrzebów wszystkich ofiar. Przemowę w parlamencie rozpoczęła od słów „salam alejkum” (co oznacza „pokój z Wami”), a na miejscu tragedii pojawiła się w hidżabie na znak szacunku.

Zachowanie Ardern na pewno zostanie docenione zarówno w kraju, jak i na arenie międzynarodowej – mówią komentatorzy polityczni. I na pewno docenione zostanie twarde stanowisko premier, że uchodźcy to nie zło, tylko ludzie, którym jej kraj miał zapewnić lepsze życie i którzy, skoro tu są, są jednymi z nas. Oni wybrali Nową Zelandię na swój dom i to jest ich dom. I takie przesłanie z Christchurch zapamiętam.

Wracając do walki o środowisko, Jacinda Ardern zaapelowała do polityków: – Nie ma się co bać o swoją pozycję, o swoją funkcję. Trzeba zachować się właściwie w obliczu nadchodzącej katastrofy, aby do niej nie dopuścić – mówiła Ardern. W tej sytuacji przychodzą mi do głowy słowa nieodżałowanego prof. Władysława Bartoszewskiego, który mówił, że „warto być przyzwoitym”. W skali globalnej też. Zazdroszczę Nowozelandczykom takiego premiera.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *