[RELACJA] Na szlaku z Audi Sport – dzień 1 – Warszawa-Ingolstadt

Samochody marki Audi są niemal perfekcyjne. Projektanci starają się dopracować je pod każdym względem. Dotyczy to zwłaszcza modeli sportowych. Aby przekonać się o ich zaletach, udałem się na czterodniową podróż po rozmaitych zakątkach Niemiec. Sprawdzę czy perfekcja połączona z dużą mocą może dać tyle radości co niegdyś irracjonalne pojazdy służące do terroryzowania kierowców.

Miniony poniedziałek (24 lipca) zaczął się jak każdy inny. Prysznic, śniadanie, ogarnięcie się, wyjście z domu i nieodparte wrażenie, że o czymś zapomniałem. W tym porannym biegu niczym automat wsiadłem w samochodu i wyruszyłem do salonu Audi, gdzie miałem odebrać kluczyki do auta testowego i ruszyć w ponad tysiąckilometrową trasę.

Mały potwór

Po dojechaniu do celu i podpisaniu odpowiednich zobowiązań, odebrałem kluczyki to jednego z modeli Audi oznaczonych emblematem RS. Nie mogłem się doczekać, aby zobaczyć, które auto jest mi pisane tego dnia. Okazało się, że w garażu czekał na mnie mały, zgrabny samochód, stojący na 20 calowych kołach i posiadający spojler dociskający tylną oś. Audi TT RS, bo o tym pojeździe mowa, jest z pewnością jedną z ciekawszych odmian przystosowanych przez specjalny dział Audi.

Po szybkim zachwycie nad stylistyką nie pozostało mi nic innego, jak wrzucić bagaże do bagażnika, zasiąść wygodnie w kubełkowy fotelu z możliwością dopompowywania boczków, odpalić silnik z kierownicy, wsłuchać się w bulgot aktywnego wydechu i ruszyć w trasę. Tak też uczyniłem. Mimo siódmej rano i braku porannej kawy, pierwsze kilometry sprawiły, że uśmiech na twarzy zagościł na mojej twarzy ma długi czas. Ten 400-konny potwór, przyspieszający do 100 km/h w zaledwie 3,7 sekundy i rozpędzający się do 250 km/h, pokonywał kilometr za kilometrem w mgnieniu oka.

Po pierwszym etapie

Choć jechałem naprawdę szybkim autem, to wizja przejechania TT RS ponad 1000 km była dość przerażająca. Szybko okazało się, że niepotrzebnie miałem takie obawy. Model ten okazał się dość komfortowy i o dziwo ekonomiczny. Po przejechaniu pierwszych 500 km zużycie paliwa wyniosło jedynie 9,4 litra. Kolejne 500 km podbiło ten wynik do 10,5 l/100 km. Co by nie mówić, są to wartości wręcz zachwycające jak na samochód posiadający 2,5 litrowy, 5-cylindrowy, turbodoładowany silnik o mocy 400 KM i 480 Nm.

Po dość długiej podróży dotarliśmy do Ingolstadt. Było to naprawdę przyjemne parę godzin w tym samochodzie. Nie jest to jednak koniec przygód ze sportowymi modelami marki. Już jutro opiszę kolejny dzień podróży, który zapowiada się jeszcze lepiej niż dzisiejszy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *