Dwa wielkie salony samochodowe za nami. Ten genewski i ten poznański. Bywalcy mówią, że w tym roku było nieco skromniej, i ma się wrażenie, że producenci powoli wycofują się z udziału w tego typu przedsięwzięciach. Dla mnie jednak liczy się frekwencja. A ta potwierdza zasadność organizacji tego typu imprez. W Genewie targi odwiedziło ponad 602 tys. fascynatów motoryzacji, a w Poznaniu było ich 146 718. I to jest największy sukces.
Adam Kornacki
Przedstawiciele koncernów, których zabrakło na samochodowych wystawach, uzasadniają absencję ogromnymi kosztami, niewielkim zasięgiem przekazu oraz tym, że cała wiedza o ich produktach znajduje się dziś w internecie… I z tym ostatnim argumentem nie mogę się zgodzić.
W świecie wirtualnym oglądamy niemal wszystko: najnowsze filmy, seriale, koncerty, transmisje na żywo. Rzeczywiście, kupujemy ubrania, bilety, sprzęt RTV i AGD, tak, nawet samochody. Tyle tylko, że pod warunkiem jednak, że już je poznaliśmy i wybraliśmy. Nigdy w ciemno. Podczas wystawy motoryzacyjnej mamy niepowtarzalną okazję chłonąć motoryzację wszystkimi zmysłami: wzrokiem, dotykiem, węchem, a nawet słuchem, bo ekspozycje często są dynamiczne – „wychodzą” poza hale targowe na place, tory przeszkód itp. Tam można przejechać się samochodem, który dopiero co wyjechał z fabryki. Naprawdę!
Chcę wierzyć, że w motoryzacji nadal pierwsze skrzypce grają emocje, a rozum na szczęście tylko im towarzyszy. Emocje nie ujawnią się przecież przy oglądaniu filmu czy zdjęć nowych samochodów. Przynajmniej ja tak mam… Dopiero samochód zobaczony na żywo, nawet podczas ekspozycji stacjonarnej, może pokazać swoje prawdziwe oblicze. Najpierw oglądamy go z zewnątrz. Patrzymy, czy i o ile urósł od czasu jego poprzednika. Dane techniczne znamy już na pamięć, bo przecież „to wszystko już dawno jest w internecie”. Ale to dopiero początek. Potem możemy delektować się wnętrzem: sprawdzamy pozycję za kierownicą, układ zegarów, liczbę i pojemność schowków. Wsłuchujemy się w swoje czysto subiektywne wrażenia; wiem z doświadczenia, że po zajęciu pozycji w aucie one naprawdę się liczą. To właśnie one koniec końców zadecydują o zakupie danego modelu. Ostatecznie nie liczy się to, co mówią sąsiad, znajomy mechanik czy aktywista komentujący każdy news w portalu społecznościowym. To my sami musimy podjąć decyzję, czy dany model nam odpowiada. Lata mojej pracy podpowiadają mi, że współcześnie nie ma już aut bardzo złych czy też szokująco doskonałych. Wszystkie pojazdy są dopracowane, potrafią zaskoczyć. Każdy segment bez względu na kwotę zapewnia komfort i bezpieczeństwo. Kiedyś tak nie było.
Tak się złożyło, że odwiedziłem w tym roku obydwa wspomniane salony. W Genewie zabrakło Volvo, Opla, Forda, Jaguara i kilku innych. W Poznaniu na Motor Show nie było m.in. Toyoty, Lexusa, Volvo, Forda, Opla. A i tak było fantastycznie. Tysiąc pojazdów zgromadzono w 15 pawilonach. Odbyło się 60 premier, pokazano też wiele pojazdów koncepcyjnych. Coś wspaniałego! I to wszystko na żywo i w kolorze, a nie w formie pikseli na ekranie. Sam widziałem, że na każdym ze stoisk zrobiono tysiące, dziesiątki tysięcy fotografii i filmików, które rzeczywiście zalały internet. I bardzo dobrze, bo jest to wspaniałe uzupełnienie, podsumowanie tego, co szczęśliwcy mogli zobaczyć osobiście. Przy okazji miłośnicy motoryzacji mogli spotkać wielu ciekawych ludzi, posłuchać interesujących prelekcji. Na stoisku OTOMOTO przez wszystkie dni targowe można było pogadać, zrobić selfie i… poćwiczyć z samym Mamedem Khalidovem – naszym mistrzem nad mistrzami w sztukach walki. U Nissana gościł np. Marek Kamiński – wspaniały i nad wyraz twardy podróżnik, na stoisku Michelina można było spotkać Krzysztofa Hołowczyca, którego fanom motoryzacji i sportu nie trzeba przedstawiać. Również na moim domowym stoisku TVN Turbo nie zabrakło tych, którzy pojawiają się na ekranie i na co dzień opowiadają Wam o samochodach: Patryka Mikiciuka, Łukasza Bąka, Adama Klimka, Grzegorza Dudy (a to tylko wąska garstka tych, którzy byli tam do Waszej dyspozycji). Sam zrobiłem sobie wraz z gośćmi milion zdjęć i jestem z tego dumny. Bo byłem tam dla Was i choć przez chwilę mogliśmy „w realu” pogadać. A to zupełnie coś innego niż patrzenie na piksele, nieprawdaż?
Bo salon samochodowy to nie tylko bezduszna prezentacja produktów, to przede wszystkim okazja do spotkania wielu intrygujących osób, do wymiany poglądów, do nabrania własnej opinii na temat tego, co w motoryzacji będzie dominowało przez kolejny rok. Kto nie był – niech żałuje. Daję Wam rok na przemyślenia i liczę na to, że spotkamy się już wiosną 2020. Sami wybierzecie: Genewa lub Poznań, bo oba salony na pewno się odbędą. Wcześniej, bo już w październiku tego roku, znów zapraszam do Poznania. Na EkoFlotę w nowej odsłonie.