[TEST] SUZUKI Jimny – Terenowy bohater

Suzuki Jimny czwartej generacji – nowy silnik, ładniejsze nadwozie i lepsze właściwości jezdne. Ten kanciasty maluch zwraca na siebie uwagę i zdobywa sympatię od pierwszego wejrzenia. Mieliśmy okazję przekonać się o tym podczas naszych testów redakcyjnych.

Tekst i zdjęcia: Jolanta Stypułkowska

Pierwszy Jimny zadebiutował się na rynku w 1970 r. Trzecia generacja pojawiła się w 1998 r., a na kolejną czekaliśmy aż 20 lat. Trudno się więc dziwić, że premiera tej kultowej terenówki cieszyła się tak dużym zainteresowaniem. To jeden z niewielu prawdziwych samochodów terenowych – zbudowany na ramie nośnej typu drabinowego, wyposażony w reduktor i sztywne mosty, a przy tym nieduży, lekki, zwinny i nie tak bardzo drogi. Przez fanów off-roadu ceniony jest za niezwykłą dzielność na bezdrożach oraz bezawaryjność. Samochód ten został doceniony na całym świecie, a ukoronowaniem jego sukcesu jest prestiżowy tytuł Światowego Samochodu Roku (WCOTY) w kategorii… auto miejskie roku, przyznany podczas tegorocznego Salonu Samochodowego w Nowym Jorku.

Przyciąga spojrzenia

Na pierwszy rzut oka Suzuki Jimny wygląda jak zabawka z dzieciństwa, która powiększona została do rozmiarów prawdziwego auta. Widok tego sympatycznego japońskiego malucha poprawia nastrój i wywołuje uśmiech na twarzy u ludzi w każdym wieku. Solidne, nielakierowane osłony progów, czarne poszerzone nadkola, podcięte po bokach zderzaki oraz koło zapasowe na klapie bagażnika sprawiają, że już na pierwszy rzut oka widać, do jakich warunków został on stworzony. W nadwoziu nie znajdziemy elementów ozdobnych, bo wszystko zostało tutaj podporządkowane właściwościom terenowym. W kanciastym nadwoziu czwartej generacji są nawiązania do poprzedników – okrągłe reflektory i oddzielne kierunkowskazy, podobne jak w pierwszym LJ10 z 1970 r., dwa poziome przetłoczenia na krawędzi maski z Samuraia, tylne lampy z drugiego pokolenia Jimny 1000 czy krata chłodnicy z pionowymi wlotami zapożyczona z ostatniej generacji. Suzuki Jimny ma zaledwie 3480 mm długości i 1645 mm szerokości (jest krótszy od Skody Citigo!). Może się pochwalić znakomitymi właściwościami terenowymi: kąt natarcia – 37 stopni, kąt rampowy – 28 stopni, kąt zejścia – 49 stopni, a do tego dochodzi prześwit wynoszący 21 cm oraz promień skrętu 490 cm.

Kabina i wyposażenie

Wnętrze jest skromne i również dostosowane do jazdy off-roadowej. Jeśli chodzi o materiały wykorzystane do jego wykończenia, to tworzywa są twarde, odporne na zadrapania, łatwo się je czyści i nie odbijają promieni słonecznych. Wszystko zostało starannie spasowane, więc nawet w trudnym terenie we wnętrzu nie słychać skrzypienia ani trzeszczenia. Zegary w sześciokątnych szczelnych puszkach nawiązują do Samuraja – są odporne na pył i zawsze podświetlone, a uchwyty, pokrętła, przyciski i dźwignie są na tyle duże, aby korzystać z nich w rękawicach, co często ma miejsce na bezdrożach. Między zegarami umieszczony został nieco archaicznie wyglądający monochromatyczny wyświetlacz komputera pokładowego. Na tunelu środkowym umieszczono nawiązujące do przeszłości dwie dźwignie z harmonijkowymi osłonami z gumy. Dłuższa służy do zmiany biegów, krótsza wybiera tryb napędu – 2H (napęd na tylne koła), 4H (napęd 4×4) i 4L (napęd 4×4 z reduktorem). W zasadzie jedynym nowoczesnym elementem jest system multimedialny, który działa całkiem nieźle i co istotne obsługuje Android Auto oraz Apple CarPlay. W testowanej przez nas topowej odmianie XLED były: zestaw multimedialny z 7-calowym dotykowym ekranem, automatyczną klimatyzacją, nawigacją i Bluetooth. Warto też wymienić nowe elektroniczne systemy poprawiające bezpieczeństwo jazdy na asfalcie, m.in. asystenta pasa ruchu, automatyczne diodowe światła drogowe, system rozpoznawania znaków drogowych czy układ pomagający zapobiec najechaniu na poprzedzający pojazd i aktywujący hamulce. Ponadto wyposażenie obejmowało wielofunkcyjną kierownicę oraz 6 poduszek powietrznych (w poprzedniku były dwie).

Podróż z przodu na krótkich trasach jest całkiem wygodna, jednak nie ma możliwości regulacji wysokości fotela, podparcia odcinka lędźwiowego, a trzymanie boczne jest raczej teoretyczne. Również samo siedzisko jest dość krótkie, co ma plusy w terenie, ale dłuższa jazda może być męcząca. Jednak nawet osoby wyższe mogą dobrać dla siebie wygodne ustawienia, mimo że kierownica regulowana jest tylko w jednej płaszczyźnie (góra-dół). Dla pasażerów z tyłu nie ma wiele przestrzeni, ale funkcjonalnym rozwiązaniem jest niewielka dźwignia u podstawy prawego przedniego fotela, która składa go po naciśnięciu nogą. Dzięki prostym liniom nadwozia mamy dobrą widoczność w każdym kierunku. Bagażnik w tym autku jest tylko z nazwy. Ma pojemność zaledwie 85 l – zmieści się tam kilka butelek albo ewentualnie wąska torba z niewielkimi zakupami. Jeśli zechcemy przewieźć coś większego, musimy złożyć tylne oparcia i wówczas uzyskamy 377 l pojemności oraz płaską podłogę. Miejsc na drobiazgi też nie ma dużo. W kieszeniach drzwi niewiele się zmieści. Również nowoczesne smartfony zmieszczą się tylko we wnęce obok lewarka hamulca ręcznego. Jest za to schowek przed pasażerem, uchwyty na kubki oraz całkiem spory schowek w bagażniku.

Ciekawostką jest to, że nowego Jimny’ego można przekształcić w minikampera. Fotele przednie zostały zaprojektowane tak, aby po zdjęciu zagłówków i złożeniu wraz z tylną kanapą utworzyły płaską powierzchnię. To awaryjnie rozwiązanie, bo trudno się tam zmieścić, ale warto pochwalić markę z Hamamatsu za pomysłowość.

Jimny daje radę

Pod maską Jimny’ego pracuje 1,5-litrowy wolnossący silnik benzynowy o mocy 102 KM i maksymalnym momencie obrotowym 130 Nm – jest to jedyna dostępna opcja. Do wyboru pozostaje tylko skrzynia biegów – 5-biegowy manual lub 4-stopniowy automat. Mieliśmy okazję przetestować obie wersje. Prędkość maksymalna tego malucha to około 140 km/h. W przypadku manualnej skrzyni biegów przełożenia są krótkie, co sprawia, że auto mimo silnika o niewielkiej mocy jest całkiem dynamiczne. W trasie przydałby się jeszcze jeden bieg, aby nieco zmniejszyć hałas, jednak podczas jazdy powyżej prędkości 80–90 km/h opory powietrza są na tyle duże, że nie jest już komfortowo. Po przekroczeniu 110 km/h w środku robi się już naprawdę głośno. Kanciaste Jimny nie lubi też podmuchów wiatru i może zachować się nerwowo np. przy wyprzedzaniu TIR-a. Naszym zdaniem zdecydowanie lepszą konfiguracją Jimny’ego jest wersja z 4-biegowym automatem (jedyna możliwość w najbogatszej wersji wyposażenia Elegance).

Zastosowano tu przekładnię ślimakową, co oznacza, że przełożenie układu kierowniczego jest bardzo duże, więc manewrowanie w mieście jest dość męczące. Taka przekładnia jest również zdecydowanie mniej precyzyjna, co doceniliśmy w terenie, bo jeśli koło się odbije, wpadając w dziurę, to przynajmniej kierownica nie dobija się gwałtownie i nie uszkodzi palców. Jedno jest pewne – Jimny swój prawdziwy potencjał pokazuje w terenie, gdzie często wymagana jest jazda na niskim biegu i w niskim zakresie obrotów. Ta mała terenówka pokona w zasadzie każdą przeszkodę i nawet amatorom dostarczy niezapomnianych wrażeń oraz świetnej zabawy. Miasto nie jest dla niej na pewno idealnym środowiskiem, ale i w tym przypadku możemy znaleźć zalety: prześwit, dobra widoczność i krótkie zwisy, dzięki czemu wjedziemy się wszędzie, bez obawy o uszkodzenia, wolnossący silnik, zapewniający wystarczającą dynamikę i akceptowalne zużycie paliwa – około 7,5 l. W cyklu mieszanym uzyskaliśmy 6,7/100 km, w terenie było to oczywiście więcej. Jimny nowej generacji na przedniej osi ma hamulce tarczowe, a na tylnej osi – bębnowe i w przypadku tej lekkiej terenówki (w zależności od wersji waży od 1090 kg do 1135 kg) układ ten jest całkiem sprawny. Opony o wysokim profilu 195/80 R15 pomagają jeździć po wybojach. Wybierając się Jimnym w dalszą trasę, musimy pamiętać, że albo będziemy jechać spokojnie, powoli i dość komfortowo, albo szybciej, ale będzie za to bardzo głośno i nerwowo.

Czy warto?

Nowy Jimny oferowany jest w trzech wersjach wyposażenia: Comfort, Premium oraz XLED. Wszystkie dostępne są z napędem na cztery koła, reduktorem i 5-biegową skrzynią manualną. Najtańsza wersja Comfort kosztuje od 67 900 zł – w podobnej cenie nie znajdziemy prawdziwego auta terenowego, które można też wykorzystywać w mieście. Odmiana Premium została wyceniona na 71 900 zł, a najbogatsza specyfikacja XLED – na 79 900 zł. Jest też dostępna wersja Jimny’ego z 4-biegowym automatem w wersji XLED za 84 900 zł.

Marka z Hamamatsu stworzyła bardzo udany model – nowy Jimny ma wszystkie atrybuty terenówki i praktycznie nie ma konkurencji. Poradzi sobie znakomicie w każdych warunkach i dojedzie w zasadzie wszędzie. Ponadto możemy być pewni, że posłuży nam wiele lat, bo to wciąż prosta, bezawaryjna konstrukcja. Mimo że ten uroczy, kanciasty maluch nie jest może wzorcem komfortu, praktyczności czy innowacyjności we współczesnym rozumieniu, był jedną z najgorętszych premier ubiegłego roku, wciąż cieszy się ogromną sympatią i jest bardzo dużo chętnych, aby go nabyć. To samochód niebanalny, sprawiający mnóstwo radości, idealny dla miłośników wypadów w teren, ale także np. leśników czy fotografów – słowem to doskonały wybór dla osób z pasją i fantazją.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *