[Felieton Adama Kornackiego] Bez prądu nie pojedziesz

Napędy elektryczne coraz mocniej zaznaczają swoją obecność w świecie motoryzacji. Samochodowi puryści mówią im zdecydowane „NIE” i twierdzą, że bez dźwięku silnika spalinowego nie ma prawdziwej jazdy samochodem. Zwolennicy elektrycznych układów napędowych dzielą się na dwie grupy: pierwsza z nich to miłośnicy ochrony środowiska, druga zaś to pasjonaci mocy i momentu obrotowego – te silnik elektryczny oferuje bowiem natychmiast i to w maksymalnej wartości.

Piętnaście lat temu rynek motoryzacyjny oszalał na punkcie diesli. Wszyscy chcieli jeździć z doładowanymi wysokoprężnymi silnikami pod maską. Jedni ze względu na niższe niż w przypadku silników benzynowych spalanie, a inni ze względu na dużo lepszą elastyczność wynikającą z momentu obrotowego. Dieslowskie V6 i V8 w dużych i ciężkich limuzynach i SUV-ach przyspieszały o wiele lepiej niż ich benzynowe odpowiedniki. Dzisiaj podobną tendencję można zaobserwować u tych, którzy nie boją się eksperymentów. Tym razem to auta na baterie wzbudzają silne emocje.

Oszczędzamy

Największą oszczędność dają auta w pełni elektryczne. Kompletne ładowanie takiego samochodu z gniazdka domowego to koszt ok. 8 zł. Zasięg? Około 140 km. To dane najpopularniejszego samochodu elektrycznego świata, czyli Nissana Leaf. Co ciekawe, użytkownicy tego modelu Nissana, który został opracowany od podstaw jako pojazd elektryczny bez wersji spalinowej, pokonują rocznie więcej kilometrów niż właściciele aut z tradycyjnym napędem tego samego segmentu. Średni przebieg roczny Leafa to 16 500 km, co daje ponad 300 km tygodniowo! Oczywiście jest to głównie eksploatacja wielkomiejska, bo niewielki zasięg wciąż poważnie ogranicza pokonywanie tras tym samochodem.

Co ważne, w wielkich miastach pojawia się coraz więcej stacji szybkiego ładowania (w Warszawie jest ich już ok. 30), gdzie można „zatankować” swój pojazd zupełnie za darmo i to w niecałe pół godziny. Jakieś minusy? Oczywiście jest to wspomniany już niewielki zasięg oraz strach przed zużyciem baterii i kosztem ich wymiany po kilku latach. Należy jednak dodać, że elektryczna limuzyna rodem z USA, czyli Tesla, jest w stanie przejechać na jednym ładowaniu nawet do 500 km! Niestety w tym wypadku ładowanie baterii do pełna trwa też odpowiednio dłużej.

Odnośnie do baterii: pierwsze pojazdy hybrydowe, czyli wspomagane silnikiem elektrycznym, pojawiły się w produkcji w 1997 r. Szlak przetarła Toyota ze swoim modelem Prius – jest on produkowany od 18 lat. Niektórzy użytkownicy pokonali nim ponad milion kilometrów i… nic. Baterie w większości egzemplarzy pracują dalej! Jedynie w przypadku długich postojów samochodu hybrydowego liczonego w miesiącach lub latach bateria może stracić część swoich właściwości. Wówczas trzeba ją wymienić. Koszt? Bardzo zróżnicowany. Od 8000 zł w Priusie nawet do 36 000 zł za baterie w hybrydowym BMW Serii 7. Rozkładając te kwoty na 10 i więcej lat niemal darmowej i bezawaryjnej eksploatacji, możemy spać spokojnie.

Przyspieszamy

Samochody elektryczne i hybrydowe to jednak nie tylko oszczędności. To także fenomenalne osiągi! Tak, tak, niewielu z nas, kierowców, kojarzy takie pojazdy z przyspieszaniem, hamowaniem i mknięciem po zakrętach z zawrotną prędkością. A przecież czołówka prototypów kategorii LMP1 w wyścigu 24h leMans to właśnie hybrydy! Sport motorowy jest poligonem doświadczalnym dla producentów, którzy sprawdzone tam rozwiązania szybciutko przenoszą na zwykłe drogi, a my, użytkownicy, możemy z tych dobrodziejstw korzystać.

Dzięki połączeniu mocy silnika spalinowego i elektrycznego powstały najdroższe, najszybsze i najbardziej oszczędne auta ostatnich lat! Wystarczy wymienić Porsche 918 Spyder – samochód wyprodukowany w specjalnej manufakturze w liczbie zaledwie 918 egzemplarzy ma osiągi wyczynowego sportowego wozu: 889 koni mechanicznych rozpędza to auto do setki w 2,8 sekundy, a po niecałych 8 sekundach jedziemy już 200 km/h. I to wszystko przy spalaniu… 3 litrów na setkę. Kosmos. Kolejnym hybrydowym supersamochodem jest BMW i8. Dwa silniki elektryczne napędzają tu przednie koła, a trzycylindrowy silnik 1.5 napędza tylną oś. Dzięki temu rozwiązaniu leciutkim sportowym i8 można jeździć efektywnie i bezpiecznie w każdych dosłownie warunkach, nawet zimą. Oba supersamochody oczywiście podłącza się do zewnętrznego źródła zasilania, dzięki czemu jazda jest aż tak oszczędna.

Nie uciekniemy

Elektryka w samochodach to nie science fiction – to bardzo bliska przyszłość. Jeśli silniki elektryczne nie będą spowalniać nowych samochodów, ale sprawiać, że ich osiągi i wydajność będą coraz lepsze, to nie ma sensu uciekać przed prądem. Maniakalni zwolennicy gaźników czy kopcących ropniaków prędzej czy później będą musieli się przekonać, że to, co nowe, jest po prostu lepsze! Dzisiaj Tesla wprowadza na rynek elektrycznego SUV-a, a wszystkie segmenty samochodowe od małych aut miejskich typu Toyota Yaris aż po najznamienitsze limuzyny typu BMW 7 czy wyszukane pojazdy wielofunkcyjne, jak Volvo XC90, dają możliwość uzupełnienia silnika spalinowego silnikiem elektrycznym, coraz częściej typu plug in. I to bez utraty urody, charakteru czy właściwości jezdnych. W Niemczech jest prawie 3500 publicznych stacji ładowania samochodów elektrycznych. A w Polsce? Niecałe 50… Czas pokaże, czy prąd w samochodach zagości na dobre także u nas.

Adam Kornacki, TVN Turbo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *