Niższe dopłaty do samochodów elektrycznych

Mimo zapowiedzi Ministerstwa Klimatu, że dopłaty do samochodów elektrycznych, które rozpoczną się w pierwszym kwartale tego roku, nie będą obciążone podatkiem dochodowym, okazuje się, że klienci zyskają znacznie mniej niż zakładano.

Wiceminister klimatu Ireneusz Zyska stwierdził, że poziom kilkunastu lub kilkudziesięciu tysięcy złotych dopłaty do elektrycznych pojazdów jest zbyt wysoki i to świadczenie będzie niższe niż początkowo zakładano. A wszystko dlatego, że resort chce, aby z programu dopłat skorzystało jak najwięcej osób.

Zgodnie z rozporządzeniem wydanym w 2019 roku przez ministra energii, dofinansowanie miało wynieść  30 proc. ceny zakupu auta elektrycznego, jednak nie więcej niż 37,5 tys. zł, a cena samochodu nie mogła przekroczyć 125 tys. zł. Tymczasem Zyska oświadczył, że po powołaniu Michała Kurtyki na ministra klimatu, została dokonana inwentaryzacja programu dotyczącego m. in. dopłat do elektryków z Funduszu Niskoemisyjnego Transportu. Jak mówił, decyzja o nowej wysokości dopłaty nie może być „arbitralna i założona z góry” i musi wynikać z analizy rynku, która w tej chwili jest dokonywana.

Ta kwota będzie na niższym poziomie niż wcześniej zaawizowana, ale nie mogę jeszcze powiedzieć, jaka dokładnie. Chcemy wspierać elektromobilność, ale poziom kilkunastu czy kilkudziesięciu tysięcy złotych dopłaty do auta elektrycznego jest za wysoki – powiedział wiceminister klimatu.

Przypomnijmy, że Fundusz Niskoemisyjnego Transportu, z którego mają być wypłacane środki, powstał w lipcu 2018 r. Jest on dedykowany niskoemisyjnemu transportowi oraz paliwom alternatywnym. Zasilany jest m.in. z tzw. opłaty emisyjnej doliczanej do benzyn i oleju napędowego. FNT na początku 2020 roku dysponował 320 mln zł, na koniec tego roku jego stan ma wynosić 380 mln zł, a wydatki na realizację zadań planowane są na poziomie 313 mln zł.