Wielki powrót Krzysztofa Hołowczyca

Na pytanie, kto jest znanym polskim kierowcą samochodów sportowych, w większości przypadków odpowiedź będzie brzmiała – Krzysztof Hołowczyc. Człowiek, który odniósł liczne sukcesy nie tylko w sporcie samochodowym, ale także w biznesie, kilka lat temu odstawił profesjonalne ściganie nieco na bok. Teraz powraca w spektakularnym stylu, udowadniając, że nigdy nie jest za późno na odważne i ryzykowne decyzje w życiu.

Tomasz Brzeziński: Jesteś jednym z najbardziej utytułowanych polskich sportowców, ale sporo lat minęło od zdobycia przez Ciebie ostatniego tytułu.

Krzysztof Hołowczyc: To prawda. W 2013 r. zdobyłem Puchar Świata FIA w Rajdach Terenowych, a w 2015 r. zająłem trzecie miejsce w Rajdzie Dakar. Po drodze udało mi się jeszcze zdobyć Międzynarodowy Puchar FIA w Rajdach Terenowych Baja w 2010 r., a wcześniej kilka tytułów mistrza Polski. Jednak przełomowe w mojej karierze było rajdowe wicemistrzostwo Europy w 1995 r. oraz mistrzostwo Europy w 1997 r. Zaczynałem w rajdach płaskich, potem przeszedłem do cross-country, ale cały czas zaliczałem starty w rajdach, zajmując m.in. 6. miejsce w Rajdzie Polski, gdy był rundą WRC. Próbowałem swoich sił także w rallycrossie czy nawet wyścigach. Można powiedzieć, że przez te wszystkie lata cały czas gdzieś i czymś jeździłem, dzięki czemu przy odrobinie szczęścia i talentu udało mi się wywalczyć te wspaniałe tytuły.

Najważniejsze znaczenie dla mnie ma mistrzostwo Europy. Byłem wtedy młody i myślałem, że to był kolejny etap w mojej karierze, a to tak naprawdę był przełom, który pozwolił mi być teraz w tym miejscu, w którym jestem, i osiągnąć to wszystko. Wielu pewnie może powiedzieć, że bycie na podium Rajdu Dakar to dla mnie bardzo duże osiągnięcie, z czym nie mogę się oczywiście nie zgodzić. Powiem jednak jasno, że Dakar to nie jest dla mnie skończona historia. Trzecie miejsce to z punktu widzenia sportowca właściwie drugie przegrane, w końcu zawsze walczymy o najwyższy stopień podium. Ja jestem sportowcem, który uznaje tylko jedno miejsce – pierwsze. W tym sezonie pokazałem, co jeszcze potrafię, i chcę to kontynuować.

No właśnie. W 2015 r. zapowiedziałeś zakończenie startów w rajdach terenowych, a tak naprawdę nigdy z nich nie zrezygnowałeś i teraz w spektakularnym stylu powracasz.

Od tamtego czasu jedynym prawdziwym rajdem, w którym startowałem co roku, była polska runda Pucharu Świata FIA – Baja Poland. Wszyscy mówili, że wygrywam w nim, bo jeżdżę tu wiele lat, w zasadzie od początku historii tego rajdu, po prostu dobrze znam i czuję te trasy i dlatego mogę być tu szybki. Oczywiście ten handicap w przypadku Baja Poland był, gdyż oprócz samego startu w rajdzie bardzo dużo co roku trenuję z różnymi zawodnikami na terenach Drawska Pomorskiego. To po prostu najlepsze miejsce do odpowiedniego przygotowania, wizytówka polskich rajdów na całym świecie, o czym świadczy nie tylko Baja Poland, ale też fakt, że bardzo dużo zagranicznych zespołów trenuje właśnie w Drawsku. Wszyscy, łącznie ze mną, przez te lata zastanawiali się, czy ja jeszcze naprawdę potrafię jeździć? Stwierdziłem, że muszę wystartować w pełnym międzynarodowym cyklu, by pokazać tym wszystkim niedowiarkom, na co mnie naprawdę stać.

Sposobność ku temu pojawiła się w tym roku, gdy FIA powołało nowy Puchar Europy. Podjąłem to wyzwanie, pomimo sporego ryzyka jego niepowodzenia, bo na początku sezonu było mnóstwo niewiadomych, czy ten projekt będzie w stanie się utrzymać. Tak jak i w mojej młodości, tak i teraz życie po raz kolejny pokazało, że często powinniśmy zrewidować swoje plany i założenia, a bez podejmowania ryzyka nie osiągniemy sukcesu.

Jak odnalazłeś się ponownie wśród najlepszych kierowców na świecie? Chyba nie było łatwo, bo walka trwała dosłownie do samego końca o każdą sekundę.

Pojechaliśmy na pierwszą rundę Pucharu Europy do Hiszpanii, a tam takie nazwiska jak Loeb, Al Attiyah czy Al-Rajhi, w skrócie – ścisła światowa czołówka. Zastanawialiśmy się wtedy z moim pilotem Łukaszem Kurzeją, co my tak naprawdę w ogóle umiemy i czy my jeszcze potrafimy na tyle szybko jechać, by nawiązać z nimi walkę. Mieliśmy nawet taki moment z Łukaszem, gdy w trakcie jazdy spytałem się go, jak jedziemy, a on odpowiedział mi, że nie wie. Wtedy zapytałem czy mogę przyspieszyć, na co odpowiedział, że dobrze jadę, ale w sumie mogę przyspieszyć trochę. Na początku po prostu nie wiedzieliśmy, jakie mamy tempo. Nagle okazało się, że w ciemno wjeżdżamy w nieznany nam teren i od pierwszego międzyczasu na trasie prowadzimy. To był pierwszy szok, który spotkał nie tylko nas, ale też moment, w którym wszystkie inne zespoły oniemiały, bo wrócił gość po tylu latach przerwy, a ciśnie niesamowicie. Ostatecznie ten start nie przebił się do szerszego grona ludzi, bo awarii uległ nasz samochód, ale pokazał mnie i innym, że mogę z powodzeniem walczyć. Na tym rajdzie jechałem jeszcze z dużym luzem, ale na każdym kolejnym walczyłem już o zwycięstwo z wieloma niesamowitymi przygodami po drodze. Szaleństwo działo się na węgierskiej rundzie, gdzie najpierw prowadziliśmy 5 minut, a potem pogubiliśmy się na trasie, tracąc 6 minut 20 sekund, i goniąc Al-Rajhiego, wjechaliśmy na metę rajdu z identycznym czasem. To w historii rajdów niezwykle rzadki przypadek, by na ponad 400-kilometrowej trasie był remis. To były tak niesamowite emocje, walka i napięcie do samego końca. Yazeed Al-Rajhi do tej pory przychodzi do mnie i mówi, że to było niewiarygodne i nadal nie jest w stanie zrozumieć, jak ja mogłem jechać z taką prędkością. Dla mnie to był cudowny come back do motorsportu. Zdobycie Pucharu Europy FIA w Rajdach Terenowych Baja oraz zajęcie 3. miejsca w Pucharze Świata FIA w Rajdach Terenowych Baja to wspaniałe dopełnienie wysiłków moich oraz całego zespołu. Dodatkowo w takim stylu, że wszyscy, którzy znają się na motorsporcie, to zauważyli i docenili.

Wróciłeś także na polskie rajdowe trasy. Jakie to ma dla Ciebie znaczenie?

 

W Polsce pojawiła się szansa, by startować dla mnie szczególnie ważnym samochodem, czyli BMW XC CC, którym wygrałem w 2011 roku drugi najdłuższy rajd na świecie Silk Way Rally. To auto parę generacji do tyłu w stosunku do konstrukcji, które aktualnie startują w rajdach terenowych. Na treningach ten samochód był o ok. 2-2.5 sekundy wolniejszy na kilometrze od najnowszych konstrukcji jak np. Mini. Nie będę więc ukrywał, że startowałem tym samochodem z ogromną ambicją, by uzyskać dobry wynik. Tempo, które sami sobie narzuciliśmy, było niesamowite. Możecie sobie wyobrazić, jak piekielnie musieliśmy cisnąć, by nadrobić te brakujące sekundy nad rywalami w mocniejszych samochodach. To była dla nas prawdziwa walka, a nie przejażdżka, jak się może wydawać. Ostatecznie pomimo tego, że nie mogliśmy wystartować we wszystkich rundach, udało nam się zdobyć mistrzowskie tytuły. Nigdy nie byłem mistrzem Polski w rajdach terenowych i na początku roku nawet nie zakładałem, że mogę nim być. Zdobycie tytułu mistrza Polski to dla mnie bardzo duża nobilitacja.

Jak widać, rajdy terenowe w Polsce i nie tylko tu się rozwijają. Ty sam szkolisz wielu nowych kierowców i wprowadzasz ich w świat motorsportu. Co takiego specyficznego jest w tej konkurencji?

Rajdy terenowe to ostatnia konkurencja motorsportu, w której czynnik ludzki odgrywa największą rolę. W Formule 1 czy w rajdach WRC w ogromnym stopniu decyduje sprzęt i technologia. W rajdach terenowych jest największa nieprzewidywalność, a utrzymanie właściwego tempa przez ponad 200 kilometrów odcinka specjalnego, którego nie znamy i nie wiemy, co jest za następnym zakrętem, jest niezwykle trudne. W WRC jak złapiesz kapcia na trasie, to w zasadzie nie masz już szans na zwycięstwo, a w rajdach terenowych możesz jechać dalej i nadal walczyć. W tej konkurencji niekoniecznie wygrywają najszybsi w danym samochodzie, którzy pędzą jak szaleni, bo pojawia się bardzo dużo innych czynników, które decydują o końcowym sukcesie i o tym, kto na mecie jest dobrym kierowcą. To jest piękne w rajdach terenowych, że nie tylko sprzęt decyduje o końcowym wyniku.

Pojawiło się w tym sezonie wielu nowych zawodników, którzy pokazali, że słabszymi pojazdami mogą śmiało nawiązywać walkę. Do tego mamy kilka poziomów rywalizacji, od mistrzostw i pucharów Polski, po takie cykle jak Baja Poland Series, który mocno wspieram, bo jest wręcz stworzony dla początkujących osób.

Jaki udział w tym ma prowadzony przez Ciebie puchar Dacia Duster Motrio Cup?

Moim marzeniem sprzed wielu lat było odczarowanie motorsportu od wielkich pieniędzy i od tego, że odpowiednio wysokim budżetem można wszystko wygrywać. Dlatego w ramach mojej organizacji zbudowałem puchar markowy. Każdy prawdziwy kierowca marzy o tym, by rywalizować z innymi w równych samochodach i pokazać im, że może z nimi wygrać. Puchar Dacia Duster Cup jest dowodem na to, że za rozsądne pieniądze można spełniać swoje marzenia i przeżywać najpiękniejsze przygody na najdłuższych i najtrudniejszych rajdowych trasach. To jest właśnie magia pucharów markowych, w których zawodnicy mają równe szanse rywalizacji i nie potrzebują wygórowanych budżetów. Auta świetnie się spisują i podejmują walkę nie tylko w pucharze, ale też z innymi samochodami w swojej grupie, niejednokrotnie z nimi wygrywając. To idealna forma rozwoju kariery w sporcie samochodowym. Zainteresowanie tego typu rywalizacją wzrasta. Mieliśmy na ostatniej rundzie w Drawsku Pomorskim gości z zagranicy, którzy są zainteresowani uruchomieniem podobnych rozgrywek w innych krajach.

Na koniec zapytam, czy zdradzisz nam swoje plany na następny sezon?

Jestem cały czas profesjonalnym sportowcem i najchętniej pojechałbym wszystko, co się da, a każdy kolejny kilometr w rajdowym samochodzie nakręca mnie do dalszej jazdy. Wiem oczywiście, że ma to nierozerwalny związek z budżetem. Największe polskie firmy mają aktualnie swoje określone strategie sponsoringowe i chciałbym, by uwzględniały w nich zarówno wartości sportowe, jak i marketingowe sportowców. Skupiam się teraz na dalszym rozwoju własnego biznesu, by zyskać pewną niezależność w kreowaniu rozwoju swojej dalszej kariery, ale rozglądam się także po rynku za firmami, które uznają moją osobę i sport za dobry nośnik. Zobaczymy, co przyniesie następny rok, ale ja już wiem, że w życiu, tak jak i w sporcie, trzeba być odważnym podejmować ryzyko, by osiągnąć cel. Na pewno spotkamy się jeszcze na rajdowych trasach.

Tomasz Brzeziński

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *