Co zrobić, żeby wycieczka do Australii się udała, biorąc pod uwagę, wielkość tego kraju, specyfikę, dostępność i porę roku? Jak dużo można zobaczyć i ile czasu trzeba na to przeznaczyć? To są pytania, na które przed wyjazdem trzeba sobie odpowiedzieć – czytamy w najnowszym felietonie Tomasza Gorazdowskiego, który jest jego ostatnią relacją z podróży po Australii.
Warto jak najwięcej zaplanować, aby później jak najmniej zmieniać, pokonując na przykład 20 tys. km dookoła kontynentu. Często pytany jestem, na jak długo warto pojechać do Australii. Moja odpowiedź jest zawsze taka sama – warto pojechać nawet na krótko, tylko trzeba wówczas założyć, że zobaczymy jedynie wybrany wycinek tego kraju.
Zakładając, że dysponujemy sporą ilością czasu, powiedzmy dwoma czy trzema miesiącami, można pokusić się już o zobaczenie naprawdę sporego kawałka Australii. Którego? Zależy od tego, czy interesuje nas bardziej część zurbanizowana czy ta niezurbanizowana w ogóle, dzika. W zależności od udzielonej odpowiedzi pojedziemy albo na wschód, albo na zachód i północ.
Termin podróży
Następna sprawa to, kiedy pojechać? Australia jest na tyle dużym krajem, że pogoda na północy, południu, wschodzie i zachodzie znacznie się różni. Kiedy na południu, w okolicach Sydney, Melbourne, Adelajdy, mamy lato, na północy, w okolicach Broome czy Darwin, jest pora deszczowa, która skutecznie eliminuje możliwość podróżowania po tych terenach. To nie jest deszcz, ani nawet nie ulewa. Tam zalewane są wówczas setki tysięcy kilometrów kwadratowych i zrywane mosty. Na zalane tereny nie można się dostać tygodniami. Z kolei kiedy na południu robi się zimno, czyli w czasie polskiego lata, właśnie na północy, gdzie wcześniej padało, otwiera się sezon turystyczny.
Środki transportu
Trzecia sprawa, równie ważna, to poruszanie się po kontynencie. Oczywiście kiedy ma się sporo pieniędzy, a niewiele czasu, w grę wchodzi samolot. Przemieścimy się w ten sposób szybko z miejsca na miejsce, tam możemy ewentualnie wypożyczyć samochód i zwiedzać okolice. Jeżeli chcemy zagłębić się w australijską rzeczywistość, lepiej poruszać się na czterech kołach. Ale co wybrać? Samochodem z napędem na dwa koła nie wszędzie wjedziemy i musimy korzystać z hotelu. Samochodem z napędem na wszystkie koła wszędzie wjedziemy, ale i tak musimy nocować w hotelu albo w namiocie. A może namiot na dachu? Kamper uwalnia nas od konieczności szukania hotelu, ale nie pozwala wszędzie wjechać.
I w końcu opcja full service – poruszanie się pickupem z zabudową kamperową. Ten samochód pozwoli nam nie martwić się o hotel i wyjechać tam, gdzie często inni nie wjadą, a trzeba przyznać, że Australia ma sporo do zaoferowania poza asfaltowymi drogami, gdzie napęd na cztery koła jest wskazany bądź nawet wymagany. Z drugiej jednak strony w Australii można zobaczyć bardzo dużo, więc jeśli zdecydujemy się na najprostszą wersję, czyli najmniejszy, najtańszy, samochód, też zobaczymy bardzo dużo i będziemy pod wrażeniem.
Opcja dla oszczędnych
Dla tych, którzy oglądają każdy grosz, bo mają to w genach, bądź po prostu nie mają wystarczająco dużo pieniędzy, przydatna będzie możliwość relokacji samochodów bądź kamperów. Wystarczy wejść na odpowiednie strony, które oferują takie możliwości i próbować dopasować relokację do naszych planów. Albo, co jest prostsze i mniej zawodne, dopasować nasze plany do relokacji. Ten sposób podróżowania po Australii ma jeden ogromny atut – jest za darmo. Po prostu trzeba przeprowadzić samochód bądź kampera z miejsca A do B w określonym czasie przez konkretną liczbę dni. Za takie wypożyczenie nic nie zapłacimy, a czasami nawet firma organizująca przewóz samochodu dopłaci nam jeszcze do benzyny. Minusem jest jednak to, że takie oferty zdarzają się w konkretnym czasie, na konkretnej trasie i rzecz jasna, ponieważ w firmie zależy na przerzuceniu samochodu szybko z jednego miejsca w drugie, na taką relokację nie ma zbyt wiele czasu. Ale jeśli ktoś nie ma pieniędzy, a chce podróżować, to rozwiązanie znakomite, szczególnie na odcinkach, kiedy jedzie się przez outback, gdzie mniej jest do oglądania.
Czasami nie warto więc szukać na siłę relokacji w czasie, w którym planujemy podróż, a zaplanować ją do oferowanych relokacji. Oczywiście nigdy nie będziemy mieć pewności, że na taką relokację trafimy, ale można posługiwać się pewnego rodzaju kluczem. Kiedy na południu kończy się sezon, a na północy (tam, gdzie Darwin) dopiero rusza, samochody transportowane będą z południa na północ i na odwrót – kiedy na północy będzie się zbliżać pora deszczowa, a na południu zaczyna się wiosna, łatwiej będzie znaleźć ofertę na przejechanie samochodem z góry kontynentu na dół.
Własne auto
Jak wszędzie na świecie można też kupić samochód i niczym się nie przejmować. Problem jest jednak taki, że trzeba taki samochód znaleźć. Albo zrobi się to wirtualnie, nie mając pewności, co tak na dobrą sprawę kupujemy, albo można zakupu dokonać na miejscu, tyle że wtedy potrzebujemy więcej czasu. Są strony z ogłoszeniami, są gazety z samochodami, nadającymi się do podróżowania wzdłuż, wszerz i wokół Australii – poczynając od przerobionych kombi, poprzez minivany, aż po używane kampery. Takie ogłoszenia można znaleźć np. w punktach backpackerskich, hotelach czy schroniskach młodzieżowych. Często ludzie po swojej podróży mają sprzęt, z którym muszą się rozstać, wracając do kraju, i to na ogół jest dobra opcja na kupowanie takich samochodów. Ja po ponad 300 godzinach spędzonych za kierownicą nie zmieniłbym swojego wyboru – Ford Ranger okazał się strzałem w 10.
Po przejechaniu nawet kawałka Australii łatwo zrozumieć, skąd bierze się tu popularność samochodów typu pickup. Wybór takiego właśnie auta na podróż po tym kontynencie na pewno nas nie rozczaruje. Ranger, którym jeździłem, okazał się samochodem na taką drogę wręcz wymarzonym przede wszystkim dzięki jego dzielności. To auto, które naprawdę wszędzie wjedzie. Napęd na cztery koła, reduktor, przyzwoite opony i jesteśmy w stanie poruszać się bez ograniczeń. Przy tym mamy bardzo wysoki standard podróżowania. Na asfalcie jedzie się przyjemnie komfortowo, cicho i, co ważne szczególnie przy długich podróżach, bardzo oszczędnie. Auto jest duże, ciężkie, a paliło w trasie 8,5 l/100 km. Nie trzeba chyba dodawać, że z zapakowaniem bagaży nie ma najmniejszych problemów, a przestrzeń ładunkowa zabezpieczona została elektrycznie zamykaną roletą. Nie ma się więc co dziwić, że w zeszłym roku Ranger był najlepiej sprzedającym się w Australii pickupem.
Skoro mamy plan i samochód, to… w drogę!
Tomasz Gorazdowski, Radio357